niedziela, 16 lutego 2014

Le Misanthrope Club

Nie mam wątpliwości, Mizantrop Moliera zaprezentowany na Scenie im. Tadeusza Łomnickiego w Teatrze Dramatycznym m. st. Warszawy w reżyserii Grzegorza Chrapkiewicza jest przedstawieniem wyśmienitym. Każdy z elementów struktury tego spektaklu stoi na wysokim poziomie. Wyborny przekład Jerzego Radziwiłowicza dotlenił tę klasyczną sztukę, a zastosowanie jedenastozgłoskowca dodało jej dynamiki, nie pozbawiając jednocześnie poetyki.

Fot. Katarzyna Chmura-Cegiełkowska
Reżyser przeniósł Mizantropa w teraźniejszość. Akcja rozgrywa się w galerii lub stołecznym, modnym klubie. Grzegorz Chrapkiewicz nie eksperymentował z tekstem, ale za to współczesna scenografia (Agnieszka Bartold), ciekawie dobrana muzyka klubowa (opr. Rafał Kowalczyk) i kostiumy (Aneta Suskiewicz) pomogły pokazać sztukę Moliera jako absolutnie w swym przekazie aktualną i współczesną. Wielu widzów pytało w przerwie, gdzie można kupić bądź zamówić efektowne i modne ubrania, które nosili aktorzy.

Dodatkowo, ozdobą sceny są prace uznanego na świecie artysty Rafała Olbińskiego, którego inspiracją jest malarstwo Ernsta, Delvauxa czy Dalego, co potęguje wrażenia pobytu w miejscu elitarnym, przeznaczonym dla osób bogatych i wpływowych.

Przez prawie trzysta pięćdziesiąt lat jakie upłynęły od prapremiery, ludzkie pragnienia, namiętności i charaktery nie zmieniły się ani o jotę. Bohaterowie dramatu uczestniczą w klasycznej, dworsko-salonowej intrydze, a widzowie mają wrażenie, że te postaci są współczesnymi managerami, biznesmenami, rozpieszczonymi dziedzicami fortun, wziętymi artystami lub celebrytami. To współczesny dwór i salon wiernie opisany przez Moliera.

Aktorzy dostosowali się do wysokiego poziomu wysmakowanej oprawy przedstawienia. Rozbawiła mnie do łez Magdalena Smalara (Arsinoe), która z fantazją wcieliła się w postać zazdrosnej plotkarki i przyjaciółki Celimeny. Aktorka w całej pełni zaprezentowała swój talent komediowy.
Intrygujący głos, dykcję oraz sugestywny i sprawny ruch sceniczny pokazał Krzysztof Szczepaniak (Klitander). Stylizacja Prince’a, bo to ta gwiazda rocka i R&B była inspiracją aktora, nie raziła u Moliera, a wręcz przeciwnie, pasowała jak ulał  i dzisiaj  nie wyobrażam sobie, w jaki sposób w tym przedstawieniu można byłoby barwniej zagrać postać markiza.  
Intelekt, ogładę, dowcip i błysk Filinta świetnie zaprezentował Sławomir Grzymkowski, który stanowił przeciwwagę dla niekonsekwentnego, chyba nazbyt charakterystycznie zagranego Alcesta (Wojciech Solarz), usiłującego dzięki swojej pozie: niby zasadniczości i quasi bezkompromisowości pozyskać miłość Celimeny (Agata Wątróbska). Podobał mi się także gładki, grzeczny, a jednocześnie zimny, pełen ambicji i pychy arystokrata Oront (Piotr Siwkiewicz).

Przed obejrzeniem spektaklu byłem pełen obaw słysząc obietnice uwspółcześnienia Moliera. Grzegorz Chrapkiewicz nie przesadził i wyreżyserował sztukę z wyczuciem, szacunkiem dla klasyki, choć jednocześnie uczynił Mizantropa współczesnym. To ostatnio rzadko się zdarza w polskim teatrze. Co ważniejsze to spektakl, na który z przyjemnością przyjdzie publiczność.

Kurzy się!

czwartek, 13 lutego 2014

Jack Strong


Jack Strong to film, który powinien zostać nakręcony, przeto chwała producentom oraz ekipie realizatorskiej za ich dzieło!

Polska, odrodzona demokracja potrzebuje krzepiących historii o bohaterach, a tym bardziej o takich, którzy zrobili w konia towarzyszy radzieckich. Władysław Pasikowski stanął przed trudnym zadaniem opowiedzenia historii o walce dzielnego oficera z Imperium zła. Tym bardziej trudnym, że ta tematyka była „przeorana” przez twórców światowego kina, a filmy o Harym Palmerze, czy Jamesie Bondzie znają wszyscy. Z drugiej strony nie mógł zlekceważyć oczekiwań wielu środowisk, które stawiają płk Kuklińskiego w jednym szeregu z największymi bohaterami Armii Krajowej. Czy Jack Strong wyszedł cało z tej próby i sprostał tym różnorodnym oczekiwaniom?

Nie mam złudzeń, budżet nie dawał reżyserowi żadnych szans, aby powalczyć z superprodukcjami. Scena zimowego pościgu samochodowego po Warszawie ilustruje właśnie tę różnicę. Szansą tego filmu było wiarygodne pokazanie metamorfozy postawy głównego bohatera na tle ciekawie opowiedzianej historii z krwistymi rolami, dobrymi dialogami i odtworzeniem realiów epoki. Udało się to tylko częściowo.

Zdolny i doceniany materialnie przez komunistyczny reżim oficer, który uczestniczył w opracowywaniu planów najważniejszych operacji wojskowych postanowił przekazywać informacje CIA. Jaka przemiana w nim zaszła? Dlaczego postawił na szali życie swoje i swoich najbliższych? Nie był przeszkolonym agentem, ale musiał zdawać sobie sprawę z ryzyka. Niestety, reżyser i scenarzysta w jednej osobie nie dał wiarygodnej odpowiedzi na to najbardziej frapujące pytanie. Marcin Dorociński w oficerskim mundurze wygląda oszałamiająco, zagrał to, co miał zagrać bardzo dobrze, ale głębi w tej postaci nie było. Przy super-bohaterach rodzina wychodzi przeważnie blado, podobnie było i tym razem, niewiele było do zagrania, ale moją uwagę zwrócił  Piotr Nerlewski w roli syna Bogdana.

W filmie świetnie pokazano sztab generalny LWP pod dowództwem gen. Floriana Siwickiego (Krzysztof Globisz). Obrazowo pokazane były postaci oficerów: zakłamanie, wazeliniarstwo, alkohol, bardzo bliskie, wręcz przyjacielskie stosunki z towarzyszami radzieckimi, z którymi spotykano się zarówno na kursach, szkoleniach czy studiach podyplomowych w Moskwie jak i prywatnie, najczęściej w oparach dymu tytoniowego i za suto zastawionym w alkohole stołem. Podkreślam doskonałą rolę Dimitrija Bilova grającego Saszę Iwanowa i brawurową kreację Olega Maslennikova, który wcielił się w marszałka Kulikowa, głównodowodzącego wojsk państw stron Układu Warszawskiego. Po polskiej stronie bardzo podobał mi się Putek zagrany przez Mirosława Bakę.

W filmie starano się zadbać o szczegóły historyczne, ale jednak nie uniknięto małego zgrzytu: w ujęciu panoramy Warszawy widoczny był wielki zegar na wieży PKiN, który zamontowano dopiero w roku 2000. Ten zegar jest ważny dla wielu warszawiaków, to symbol przekazania Pałacu ze służby komunie mieszkańcom Warszawy, a więc szkoda, że go pokazano.

Jack Strong to obraz, który powinni obejrzeć przede wszystkim młodzi ludzie, bo starszego pokolenia nie trzeba zapraszać, przyjdą. Dobra gra aktorska, niezłe dialogi, niespodzianki, humor sytuacyjny, ale czasami zimne dreszcze na plecach oraz ulga, że nie ma już w Polsce komuny to podsumowanie filmu.

Warto obejrzeć, poleca Dionizy Kurz.

Jack Strong
Produkcja: Polska, premiera 2014
Reżyseria: Władysław Pasikowski
Scenariusz: Władysław Pasikowski
Obsada: Marcin Dorociński, Maja Ostaszewska, Patrick Wilson, Dimitri Bilov,Oleg Maslennikow, Krzysztof Globisz, Ireneusz Czop i inni. 


Kurzy się!