wtorek, 26 stycznia 2016

Więcej, więcej!

Bajka Masłowskiej i Voo Voo na żywo! Jak Zostałam Wiedźmą, hit w T. Studio w reż. Agnieszki Glińskiej.

Cyrk, jarmark, baloniki, konik na biegunach (zaskakująco refleksyjny w wykonaniu Pawła Wawrzeckiego) – to był teatr w czystej postaci. Mam na myśli sztukę „Jak zostałam wiedźmą” Doroty Masłowskiej wystawioną w warszawskim Teatrze Studio w reżyserii Agnieszki Glińskiej.

fot. Krzysztof Bieliński
Przedstawienie miało w sobie coś z atmosfery objazdowego teatrzyku z dawnych lat. Postaci były wyraziste, kostiumy krzykliwe, a pomieszane konwencje jednak komunikatywne dla młodych widzów. Język spektaklu posiadał wszystkie zalety tekstów Doroty Masłowskiej, czyli był na wskroś współczesny, ocierający się czasami o pospolitość, ale jednocześnie bardzo poetycki. Ciekawym dopełnieniem przedstawienia była wibrująca w tle, grana na żywo przez Voo Voo, skomponowana przez Wojciecha Waglewskiego muzyka.

Sztukę można analizować na parę sposobów, spektakl zawierał kilka warstw interpretacyjnych, tak jak lubię. Uważam, że taki właśnie powinien być teatr. Pierwszą perspektywą, którą chłonęli z wypiekami na twarzach widzowie w każdym wieku było przedstawienie kolorowej historii, znakomicie opowiedzianej przez świetnie dysponowanych aktorów. Mam na myśli przede wszystkim, kilka razy nagradzaną za tę kreację Kingę Preis (wiedźma). Kolejny świetny występ zanotował również Łukasz Simlat. (Boguś) Artysta umiejętnie pokazał swojego bohatera wykluczonego z prawdziwego życia przez gadżety elektroniczne, który swą samotność łagodził przez ciągłe podjadanie chipsów.

fot. Krzysztof Bieliński
Następną, kontemplacyjną warstwą było zachowanie przez reżyserkę przekazu Masłowskiej o naszej bezradności wobec współczesnej, wszechogarniającej, masowej konsumpcji, która była podkreślona w spektaklu dewizą „więcej, więcej”. Takie pojmowanie świata sprawdzało się zdaniem twórców wyłącznie w bełkotliwych rozmowach na temat wskaźników makro i mikro ekonomicznych oraz w korporacyjnych analizach sprzedaży. Miłość i zrozumienie pomiędzy dziećmi i rodzicami wyrażana jest przecież innym językiem.

Niestety, współcześni rodzice i dzieci, z różnych powodów, bardzo często nie potrafią się porozumiewać. To smutne, ale konsole do gier i tablety spełniają teraz role, które zawsze należały do członków rodziny. To ostrzeżenie i należy wraz z twórcami spektaklu bić na alarm: - mamo, tato, ocknijcie się!

Dorota Masłowska czyta swoją książkę:

Kurzy się!

niedziela, 24 stycznia 2016

Nagroda Pritzkera 2016

Medal Pritzkera
www.pritzkerprize.com
Alejandro Aravena z Chile kilkanaście dni temu otrzymał architektoniczną Nagrodę Nobla, czyli nagrodę Pritzkera 2016. Ten blisko pięćdziesięcioletni architekt posiada w swoim dorobku liczne projekty zrealizowane dla osób prywatnych oraz wykonanych na zamówienie instytucji publicznych. Zdaniem wielu krytyków otrzymał tę nagrodę przede wszystkim za swoje projekty będące wynikiem jego zaangażowania społecznego. Ceremonia wręczenia nagród odbędzie się w siedzibie ONZ w Nowym Jorku, 4 kwietnia 2016.

Tom Pritzker, przewodniczący i prezes fundacji The Hyatt Foundation, która jest sponsorem nagrody w uzasadnieniu werdyktu powiedział, że: „jury wybrało architekta, który pogłębił zrozumienie istoty tego, co tak naprawdę jest wielkim projektem. Alejandro Aravena był pionierem spójnego myślenia o architekturze i kluczowych wyzwaniach XXI wieku.
Photos by ELEMENTAL.
Jego zrealizowane projekty dawały szansę skorzystania z nich również ludziom niezamożnym, łagodziły skutki klęsk żywiołowych, redukowały zużycie energii i w końcu zapewniały przytulne miejsce do życia. Laureat innowacyjnie i inspirująco pokazywał, jak architektura może poprawić jakość życia”.

Jednym z najsłynniejszych projektów Araveny powstał pod nazwą ELEMENTAL i było nim wybudowanie ponad 2500 mieszkań socjalnych. Ideą projektu była ścisła współpraca projektantów z przyszłymi mieszkańcami. Firma budowlana przygotowała budynki wg projektu Araveny, ale chcąc obniżyć koszty, domy były wybudowane jedynie do połowy.(!) Drugie połowy miały zostać wykończone później już przez samych mieszkańców w miarę wzrostu ich zamożności. Pomysłowy projekt umożliwiał to w stosunkowo łatwy sposób. Lokalizacja i atrakcyjność obiektów podnosiła prestiż mieszkańców i pozwalała  realizować im pragnienie o staniu się klasą średnią.

Ciekawy wykład Alejandro Araveny:

Kurzy się!

sobota, 23 stycznia 2016

Lider potrzebny od zaraz!

Poznanie kontekstu narodzin dzieła muzycznego oraz znajomość gatunków operowych nie jest konieczne, aby móc delektować się muzyką Mozarta. Historia „Łaskawości Tytusa” jest jednak bardzo ciekawa i przyda się do przeprowadzenia głębszej analizy przekazu artystycznego Ivo van Hove, reżysera opery wystawionej w Teatrze Wielkim Operze Narodowej w koprodukcji z teatrem La Monnaie z Brukseli.

fot. Krzysztof Bieliński
Mozart napisał operę na zamówienie, a jej prapremiera odbyła się w 1791 roku z okazji koronacji Habsburga, cesarza Leopolda II na króla Czech. „Łaskawość Tytusa” była tradycyjną operą gatunku opera seria, w dodatku koronacyjną. Tytułowy bohater - władca został jednak potraktowany przez autora libretta napisanego wg tekstu Pietra Metastasia, Caterino Mazzolę  oraz samego Mozarta w sposób jak na tamte czasy wyjątkowy. Cesarz ukazany przez twórców nie przestał być wielkim panującym, ale w tej operze stał się także „człowiekiem” pośród innych ludzi. Tytusem targały zwykłe, ludzkie emocje. Mazzola i Mozart zrezygnowali z pokazywania cesarza wyłącznie jako półboga, wysoko wyniesionego ponad lud. To była nowość, która nie znalazła zrozumienia i nie spodobała się dworskiej publiczności prapremiery. Rozterki i pobłażliwość władcy mogły przecież przeszkadzać w skutecznym sprawowaniu władzy, na co zwracał uwagę już Machiavelli. Dwór cesarza Leopolda II patrzył z niepokojem w tamtym czasie na Paryż i Ludwika XVI. Obawy okazały się uzasadnione, gdyż kilkanaście miesięcy później, król Francji został skazany na śmierć i zgilotynowany jako Obywatel Kapet, a nie półboski władca.

fot. Krzysztof Bieliński
Prawie 225 lat po prapremierze Ivo van Hove ubrał dzisiejszych wykonawców w modne, biznesowe garnitury zamówione u najlepszych projektantów. Reżyser umieścił akcję we wnętrzu, które przedstawiało komfortowo wyposażoną kancelarię bądź rezydencję władcy współczesnego państwa. Scenografia pomogła widzom w odbiorze opery prezentując współczesne, eleganckie meble i dzisiejsze rozwiązania techniczne wspomagające pracę polityków. Reżyser zaprezentował dodatkowo towarzyszący cesarzowi, liczny sztab asystentów i specjalistów z różnych dziedzin. Elektroniczne gadżety nie przeszkadzały w słuchaniu muzyki, której archaiczną strukturę wiernie zachował reżyser. Interesującym elementem plastycznym spektaklu były także skromne, ale znaczące projekcje wideo (Tal Yarden), które uzupełniały pokaz sceniczny o m.in. zbliżenia uwypuklając w ten sposób dobrą grę aktorską wykonawców.

Wszyscy soliści bez wyjątku zaprezentowali wysoki poziom, co warto podkreślić. Dodam, że koncepcja ruchu scenicznego zaproponowana przez twórców spektaklu nie ułatwiała im zadania. Artyści często śpiewali w półleżących, zachwianych pozycjach, a jednak nie odnotowałem żadnych kłopotów z oddechem, czy emisją głosu. Klasą dla siebie była Anna Bonitatibus (Sesto), która śpiewała naprawdę znakomicie i potrafiła przekonująco pokazać sprzeczne emocje, które targały zakochanym do szaleństwa chłopakiem. Obok włoskiej artystki warto wyróżnić świetnie aktorsko i świadomie wykonaną rolę tytułową przez Charlesa Workmana oraz Annę Bernacką za interpretację Annia, kompana Sesto.

Orkiestra pod dyrekcją Benjamina Bayla także zaprezentowała się bardzo korzystnie. Muzycy zagrali zespołowo, sprawnie, równo oraz w sposób, który pomagał śpiewakom. Jedynym zaskoczeniem było brzmienie instrumentu Pianoforte, który towarzyszył recytatywom opery. Byłem tym brzmieniem nieco zdezorientowany, ale po mniej więcej połowie pierwszego aktu podświadomie je zaakceptowałem i więcej już nie zwracało mojej uwagi. 

Reżyser w swojej interpretacji dzieła Mozarta uwypuklił dylematy związane ze sprawowaniem władzy i zdawał się mówić ze sceny: - Teraz są trudne i przełomowe czasy. Tytus kiedyś zachował się nietypowo i to był symbol nadchodzących zmian. Dzisiaj też oczekujemy od polityków w Europie nowego sposobu postępowania! Chcemy liderów o nowych cechach!

Dodam do tego jeszcze mój postulat, aby liderzy o starych cechach, nie skończyli w taki sam sposób, jak prawnuk króla Polski Stanisława Leszczyńskiego.


Kurzy się!

niedziela, 17 stycznia 2016

Bank Pekao Project Room

Dyskusja podsumowująca ostatni rok wystaw Bank Pekao Project Room w CSW Zamek Ujazdowski.

W piątek 15 stycznia br. w  Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski odbyło się spotkanie poświęcone podsumowaniu ubiegłorocznych wystaw twórców młodego pokolenia uczestniczących w Bank Pekao Project Room.

W spotkaniu udział wzięli moderatorzy Ewa Gorządek i Konrad Schiller oraz trójka młodych krytyków sztuki: Alek Hudzik, Karolina Plinta oraz Iwo Zmyślony. Podczas dyskusji zwrócono uwagę, że ubiegły rok był pierwszym, w którym młodzi artyści realizowali swoje projekty artystyczne bezpośrednio na potrzeby Project Roomu. Były to więc prace premierowe. 

fot. CSW Zamek Ujazdowski
Wśród wyróżnionych przez krytyków dzieł znalazła się prezentacja Sandry Art Gallery pod nazwą Horsefuckers: Piotr Adamski, Gregor Gonsior, Tomasz Mróz, Dominika Olszowy, Witek Orski, Maria Toboła. Krytycy zwrócili uwagę, że prezentacja Galerii Sandra w ciekawy i pastiszowy sposób zagrała z mitem Ameryki, ponieważ artyści inspirowali się filozofią i estetyką gangów motocyklowych. Artystyczny gang dosiadał niewielkich motorowerów, na których twórcy pędzili po polskich drogach po przygodę. Żywioł i właśnie dzianie się były podstawową treścią tego spójnego projektu, bez potrzeby dorabiania dodatkowej ideologii.

fot. CSW Zamek Ujazdowski
Kolejnym wyróżnionym projektem była NOMA – wystawa Karoliny Brzuzan poświęcona doświadczeniu głodu. Ascetyczna forma rzeźb konceptualnych i instalacji wraz z odpowiednią narracją zbliżały widzów do zapoznania się z tym granicznym doświadczeniem. Artystka przygotowując wystawę szukała kontaktu z ludźmi, którzy przeżyli skrajny głód. Stworzyła nawet „Głodową książkę kucharską”, w której zebrała przepisy na potrawy przyrządzane przez ludzi doświadczających skrajnego głodu.

Uczestniczący w spotkaniu moderatorzy z CSW Zamek Ujazdowski zwrócili uwagę, że w następnym roku trwania projektu będą chcieli zapraszać jeszcze młodszych artystów, a także mają nadzieję, że uda się wypracować taką koncepcję, aby koniec sezonu 2016 roku zwieńczony był przyznaniem specjalnej nagrody dla najlepszego, zaprezentowanego w ramach Project Roomu projektu artystycznego.

Kurzy się!

wtorek, 12 stycznia 2016

Z Respektem do klasyki

Ubiegły rok w Warszawie obrodził inscenizacjami polskiej klasyki, stąd okazja, żeby wybrać się tym razem do Teatru Współczesnego, aby zobaczyć sztukę Niepoprawni (Fantazy) Juliusza Słowackiego w reżyserii Macieja Englerta. Reżyser przygotował rzetelną, wierną oryginałowi inscenizację. Spektakl trwał blisko trzy godziny, ale nie dłużył się widzom, którzy nagrodzili artystów na koniec rzęsistymi brawami. Decyzja reżysera, aby użyć tytułu sztuki z pierwszego wystawienia w 1867 roku w Stanisławowie nie była przypadkowa. Spektakl pięknie pokazał ponadczasową mieszankę ludzkich dobrych i złych cech: szlachetności, wyrachowania, poświęcenia, bojaźni, szczerości, obłudy, a także krzepiącej wiary w możliwość pozytywnej przemiany człowieka.

fot. Magda Hueckel
W pierwszej części widzowie zobaczyli wyśmienitą komedię ozdobioną kilkoma świetnymi kreacjami. Mam tu na myśli przede wszystkim znakomitego Krzysztofa Wakulińskiego (Hrabia Respekt), który zademonstrował doskonałą dyspozycję. Wakuliński świetnie interpretował tekst, zmieniał modulację głosu, różnicował tempo wypowiedzi, a także pokazał świadomą mimikę, świetną grę ciałem i odpowiedni ruch sceniczny. Widzowie delektowali się wykreowaną przez artystę postacią Hrabiego. Warta wspomnienia była także gorzko-śmieszna w wykonaniu Damiana Damięckiego, epizodyczna rola Starego Hrabiego. Z artystów młodszego pokolenia z pewnością należy wyróżnić Ewę Porębską (Stella), która bezpretensjonalnie i z dużym wdziękiem zagrała postać młodszej córki Respekta.

fot. Magda Hueckel
Kolejne sceny to popis Janusza Michałowskiego w roli majora Wołdemara Hawryłowicza, który budował tę postać oszczędnie, ale w sposób, który potrafił natychmiast ogniskować uwagę widzów. Michałowski wiarygodnie i wzruszająco przedstawił dramatyczną postać Dekabrysty, który przez całe życie nie mógł pogodzić się z zaniechaniem walki na placu Senackim w Petersburgu w grudniowy dzień 1825 roku. To zaniechanie zadecydowało nie tylko o jego dalszym życiu, ale w jego mniemaniu, nawet o bycie całej Rosji. Artystom pomogła rozbudowana scenografia przygotowana przez Marcina Stajewskiego, który wykorzystał do ostatniego centymetra powierzchnię stosunkowo niewielkiej sceny i widowni Teatru Współczesnego. Całość została zilustrowana lapidarną, ale świetnie dopasowaną do sztuki muzyką Zygmunta Koniecznego.  

Maciej Englert przygotował klasyczną wersję przedstawienia, co spotkało się z aprobatą i akceptacją widowni. Tytuł przedstawienia odzwierciedlił główne przesłanie tej inscenizacji, czyli pokazanie stale odnajdywanych w każdym pokoleniu, ludzkich przywar i zalet. Reżyser skoncentrował się bardziej na wychwyceniu rzeczy ponadczasowych niż na opowiadaniu komediowych historii. Maciej Englert nie udziwnił spektaklu, a jednak przedstawienie osiągnęło powodzenie i mogło się podobać, co tylko potwierdziło możliwość klasycznej, ale jednak współczesnej, interpretacyjnej wieloznaczności doskonałego dzieła Juliusza Słowackiego.

Niepoprawni lub Fantazy to wybitny komediodramat romantyczny, który nie miał ostatnio szczęścia do zbyt wielu realizacji, ale teraz w Warszawie jest unikalna szansa, aby porównać dwie artystyczne wizje tej samej sztuki: wizję Macieja Englerta i Michała Zadary, który zrealizował spektakl w Teatrze Powszechnym w Warszawie. (Sprawdź mój tekst:  „Tu leży pies pogrzebany”).


Kurzy się!