czwartek, 25 maja 2017

To idzie młodość

Zwycięzcy Jarocina 2016 nie zwalniają tempa!

Zespół Strażacy wygrał przegląd Jarocin - Antyfest Antyradia 2016. Z grona prawie pięciuset zespołów, które wystartowały w kilkustopniowych eliminacjach w całym kraju, do finału zakwalifikowało się osiem formacji. W wyniku ostatecznej rozgrywki przeprowadzonej podczas Jarocin Festiwal 2016 Strażacy pokonali pozostałych finalistów. W nagrodę zespół wystąpił dla wielotysięcznej publiczności bezpośrednio przed legendarną, amerykańską grupą Slayer.

Muzykę zespołu trudno zaszufladkować. To mieszanka dynamicznego pulsu sekcji rytmicznej, psychodelicznego brzmienia gitary oraz rapowanych, interesujących tekstów śpiewanych po polsku. W efekcie powstają niezwykle oryginalne utwory, których społeczne zaangażowanie nawiązuje do najlepszej tradycji protest songów wykonywanych w Jarocinie w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych XX w.

Zespół tworzą: Tomek Bugaj (wokal, scratch, sampling), Olek Kwapień (gitara prowadząca), Krzysztof Klejnowski (gitara basowa) i Marcin „Perek” Chrzan (perkusja). Muzyki Strażaków można na razie posłuchać w Internecie, artyści na swoim fanpage’u udostępnili łącze do kilku utworów zapisanych w niezłej jakości jako wersje demo.

Coraz liczniejsza grupa fanów młodego zespołu z niecierpliwością czeka na pierwszą płytę i kolejne koncerty, a najbliższy już niebawem, 20 czerwca 2017 na warszawskim Torwarze przed Evanescence.


 Kurzy się!

wtorek, 9 maja 2017

Hipnotyczny dryf po starej Europie

Znakomite kreacje Agaty Buzek we Francuzach Krzysztofa Warlikowskiego w Nowym Teatrze w Warszawie

Współczesna, prawdziwa sztuka bywa często wymagająca w odbiorze. Przyswojenie kolejnych poziomów interpretacyjnych dzieła wymaga od widzów już nie tylko znajomości literatury będącej tworzywem spektaklu, ale również szczegółów biografii autora, jego poglądów, a także kontekstu historycznego utworu. Ta recepta sprawdziła się także w przypadku sztuki Francuzi Krzysztofa Warlikowskiego, którą autor oparł o powieść W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta.

fot. Tal Bitton
Z pewnością nie mógłbym powiedzieć po obejrzeniu przedstawienia, że reżyser opowiedział we Francuzach jakąś konkretną historię. Spektakl był ciągiem zdarzeń, scen, obserwacji, wyobrażeń i skojarzeń artysty opartych o lekturę Prousta. To był hipnotyczny, surrealistyczny dryf po czasach starej Europy. Europy kuszącej swoją chlubną przeszłością, słuchającej operowego śpiewu, wciąż jeszcze pachnącej przyprawami przywiezionymi z kolonii, tytoniem i egzotycznym drewnem, ale jednocześnie coraz bardziej niesprawiedliwej oraz pełnej uprzedzeń.

Reżyser nie dokonał scenicznej analizy przyczyn kryzysu naszego kontynentu. Nie ferował wyroków. Brak zadeklarowanych poglądów i kierunku nadanego spektaklowi nie powodowały jednak, że widzowie czuli się zagubieni, może jedynie z wyjątkiem kilku fragmentów drugiej części. Francuzom należało się poddać i chłonąć kolejno odsłaniane obrazy. Widzowie otoczeni atmosferą wyrafinowanej sztuki odczuwali wtedy po prostu przyjemność.

fot. Tal Bitton
Specjalne wyróżnienie za cztery świetne role (Maria de Guermantes, Rachela, Gilberta Swann, Fedra) powinna otrzymać wspaniała Agata Buzek. Aktorka przykuwała uwagę bez względu na to, co akurat robiła na scenie: świetnie tańczyła, śpiewała i w zróżnicowany, interesujący oraz wiarygodny sposób przedstawiła wszystkie swoje postacie. Agata Buzek to obecnie jedna z najlepszych europejskich aktorek.

Francuzów Warlikowskiego należy przetrawić. Obrazy z tego przedstawienie zostają w głowach rodząc różnorodne pytania. Czy europejska kultura zostanie zasypana miałkim popiołem, tak jak kiedyś Pompeje? Europa kolejny raz przeżywa swój zmierzch. Ileż to już razy widzieli to Francuzi?

Zwiastun spektaklu:


Kurzy się!

poniedziałek, 8 maja 2017

Lassie, nie wracaj!

Głośna Klątwa wg Wyspiańskiego w reżyserii Oliviera Frljića w Teatrze Powszechnym w Warszawie

Przyznam od razu, że od Klątwy wg Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Oliviera Frljića przygotowanej na deskach Teatru Powszechnego w Warszawie nie oczekiwałem zbyt wiele. Często i w wielu miejscach już bywało, że rozmowa o gorących, współczesnych problemach, a taką zapowiadano w wypadku Klątwy, przeistaczała się na scenie w propagandę, a sam spektakl w produkcyjniaka o określonym odcieniu politycznym.

Tym razem tak się jednak nie stało.

fot. Magda Hueckel
Sztuka rozpoczęła się świetnym obrazem rozmowy telefonicznej artystów Powszechnego z Bertoldem Brechtem. Scena została brawurowo poprowadzona przez Barbarę Wysocką przy udziale wszystkich aktorek i aktorów grających w spektaklu. Artyści poszukiwali w tej odsłonie recepty na stworzeniu teatru buntowniczego, rewolucyjnego i w pełni zaangażowanego. Sceniczny Brecht marudził jednak i kwestionował zalety dramatu Wyspiańskiego. Oliver Frljić w związku z tym odłożył na bok większość wątków historii sprzed prawie 120 lat, a zarekomendował przeprowadzenie powtórnej, współczesnej analizy problemów poruszonych przez Wyspiańskiego.

Potem napięcie już tylko rosło.

fot. Magda Hueckel
Artyści na scenie doświadczali prawdziwych emocji. Dawno nie czułem w teatrze aż tak naelektryzowanego powietrza. Frljić nie żałował prochu i mocno strzelał: zamiatana pod dywan pedofilia, przedmiotowe traktowanie i hipokryzja w stosunku do kobiet, dogmatyczny zakaz aborcji, sprzyjanie ksenofobii, korumpowanie polityków, wpływanie organów kościelnych na funkcjonowanie świeckich instytucji państwa. To tylko niektóre z zarzutów, jakie reżyser postawił klerowi Kościoła katolickiego w Polsce. Wszystko to pokazywano widzom w mocnych, niekiedy prowokacyjnych obyczajowo scenach. Nie oszczędzono nawet polskiej świętości, autorytetu Jana Pawła II, któremu wypomniano przemilczanie wstydliwych dla Kościoła problemów.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, wszak prawem artystów jest kontestować władzę i dogmaty, a prawem widzów zastanawiać się nad przekazanymi treściami. Normalnie skończyłbym ten tekst gładkimi zdaniami typu: Olivier Frljić reżyserując Klątwę wg Stanisława Wyspiańskiego kolejny raz wsadził kij w nasze, polskie mrowisko i sprawił, że posypały się zarzuty o „obrazę uczuć religijnych”, co dodało sztuce rozgłosu i przyczyniło się do wzrostu popytu na bilety. Spektakl będzie grany przy kompletach jeszcze przez długie miesiące.

Niestety metafora życia jaką jest teatr wypełniła się teraz bezwzględną dosłownością. Realizacja wywołała oprócz jak to zwykle bywa wyrazów aprobaty badź krytyki, również falę realnie brzmiących pogróżek skierowanych do aktorów oraz innych twórców spektaklu.  Na sali i przed teatrem pojawili się ochroniarze i policjanci. Klątwa w ten sposób paradoksalnie stała się sztuką o rzeczywistym, a nie teatralnie pokazanym strachu, o ludzkich obawach, o ograniczeniach wywołanych cenzurą i autocenzurą, a także o artystach, którzy mogą zostać rozjechani przez polityczny walec. Trudno było w takiej sytuacji zachować spokój. 

Najbardziej wyciszonym i sennym stworzeniem w teatrze był przyprowadzony na scenę pies. Dlaczego niepokoję się tym jeszcze bardziej?


Kurzy się!