Udany wieczór, wzruszenie i podziw dla twórców oraz całego zespołu Polskiego Baletu Narodowego. Warszawski balet ma się dobrze!
Tuż przed niechybnie czekającymi nas restrykcjami
związanymi z pandemią C-19 udało mi się obejrzeć znakomity wieczór baletowy na
scenie Teatru Wielkiego Opery Narodowej w Warszawie. Spektakl został
przygotowany przez zespół Polskiego Baletu Narodowego przy udziale wyśmienitych
chóru i orkiestry TWON. Wieczór składał się z dwóch, godzinnych części: Exodusu w choreografii Anny Hop do muzyki Wojciecha Kilara i
Biegunów-Harnasi Izadory Weiss do muzyki Karola Szymanowskiego.
fot. Ewa Krasucka
Wojciech Kilar napisał Exodus, poemat
wokalno-symfoniczny na chór mieszany i orkiestrę w 1981 roku. Zadedykował utwór
Krzysztofowi Zanussiemu, dla którego od debiutu (Struktura kryształu 1969r.) napisał
muzykę do wszystkich jego filmów, a było ich ponad czterdzieści! Obu panów
łączyła przyjaźń, ale w jednym z wywiadów Zanussi powiedział, że był zazdrosny
o muzykę, którą Kilar skomponował do filmów Coppoli i Wajdy. Kilar w dowcipnej
odpowiedzi poprosił Zanussiego o kręcenie scen o podobnym ładunku emocjonalnym
jak w filmach tych reżyserów i obiecał wtedy, równie dobrą muzykę.
Exodus to przepiękna kompozycja. Forma
utworu jest odtworzeniem słynnego Bolera Maurice’a Ravela, ale to zupełnie inna
muzyka. Znakomity dyrygent Witold Rowicki powiedział kiedyś, że do Bolera nie
da się już wcisnąć nawet żyletki. To utwór kompletny, pełny, epatujący muzyką i
służący samej muzyce. Niczego nie wyraża, ani nie ilustruje, służy wyłącznie upajaniu
się muzyką.
A Exodus operuje fermatami, które
pozwalają smakować usłyszane przed chwilą nuty, a muzycznie opowiada o uczuciach,
ilustruje wędrówkę, wyraża nadzieję, radość, smutek, jednym słowem ludzkie uczucia.
Słuchanie Exodusu wzrusza i daje ogromną przyjemność.
fot. Ewa Krasucka
Anna Hop uczyniła bohaterem
zbiorowym wszystkie tancerki i tancerzy swojego baletu. Exodus, to przede
wszystkim balet scen zbiorowych. Pierwsze fragmenty spektaklu wbijają widzów w
fotele. Efekty choreograficzne wzmocniły znakomite scenografia i oświetlenie
przygotowane przez Małgorzatę Szabłowską. Anna Hop tworzy na scenie i na
pionowej ścianie (to prawda!) taneczne obrazy chylących się na wietrze drzew,
zeschłych jesiennych liści, a nawet owadów. Sceny zbiorowe przeważają w
balecie, ale koniecznie należy zwrócić uwagę na świetne duety i tańce solowe. W
obsadzie, którą mogłem zobaczyć zwrócili moją uwagę Paweł Koncewoj, Carlos
Perez, Yume Okano i Palina Rusetskaya.
fot. Ewa Krasucka
Równie atrakcyjnym spektaklem byli
obejrzani po przerwie Bieguni-Harnasie Izadory Weiss do muzyki Karola
Szymanowskiego. Początek znajomy, inspirowany oscarowym Tangiem Zbigniewa
Rybczyńskiego, świetna, nowoczesna choreografia, tancerki i tancerze blisko
siebie, do tego wspaniały śpiew Zbigniewa Malaka (tenor) oraz świetne występy Jaeeun
Jung w roli Galiny i Elisabetta Formento jako Anuszki. Ozdobą stała się nagrodzona
aplauzem widowni rola Harnasia, znakomicie zatańczona przez Ryota Kitai. Patrząc
na artystę nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że w jego tańcu łączy się tradycja
japońskiego wojownika z gwałtownością podhalańskiego zbójnika. W tle górska
muzyka Karola Szymanowskiego z fragmentami IV symfonii Harnasie.
Udany wieczór, wzruszenie i
podziw dla twórców oraz całego, artystycznego zespołu Polskiego Baletu
Narodowego. Warszawski balet ma się dobrze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz