fot.Ewa Krasucka |
W opisywanym przeze mnie
spektaklu tańczyli artyści przypisani do tak zwanej drugiej obsady, gdzie
partię Marguerite wykonywała Maria Żuk, a rolę Armanda Dawid Trzensimiech.
Choreografia Johna Neumeiera pomimo upływu lat wciąż zaskakuje
nowoczesnością i skalą trudności. Partie solistów pełne są wielu różnorodnych
podnoszeń, często niskich i wykonywanych w bliskim kontakcie. Debiutujący w
swych rolach artyści zaprezentowali wysoki poziom techniczny, chociaż w jednej
ze scen tancerzom „udało się” szczelnie owinąć głowę Armanda tiulem z kostiumu
partnerki, co przez moment przypomniało dzieła bułgarskiego artysty Christo,
który szczelnie "opakowywał" kolorową folią różne obiekty. Na
szczęście wszystko dobrze się skończyło i nie doszło do upadku.
Dama Kameliowa to prawdziwy teatr
tańca. Maria Żuk nienagannie wykonała swoją partię, ale zatańczonej przez nią
Marguerite zabrakło nieco aktorskiego wyrazu i żarliwości. Widzowie nie poczuli
całkowitego utożsamienia artystki z jej bohaterką, a przecież tylko w ten
sposób można było zatańczyć romantyczne partie wiarygodnie. W tej chwili w
zespole Polskiego Baletu Narodowego moim zdaniem najwyższe kwalifikacje
aktorskie do tej roli posiada Yuka Ebihara, która jest zdolna do pełnej, wręcz ekstremalnej
identyfikacji z bohaterką.
fot. Ewa Krasucka |
Miłość dziewczyny zostaje
stłumiona przez interwencję ojca Armanda, który przekonał ją, że dla dobra
chłopaka powinna go odtrącić. W roli ojca wystąpił Robert Bondara. Artysta idealnie
przekazał swoim na pozór prostym, zdyscyplinowanym tańcem uniwersalne emocje
rodziców, którzy bezwarunkowo chcą chronić swoje dzieci. Zadbał przy tym o
odpowiednią, nieco formalną formę tego przekazu. Brawo!
Balet Dama Kameliowa Johna
Neumeiera ma już 40 lat. Bardzo się cieszę, że ta inscenizacja będzie grywana
regularnie w Warszawie. Nie tylko ze względu na świetny taniec, ale przede
wszystkim z uwagi na znakomicie ilustrującą wydarzenia na scenie muzykę. Poza
tym, jest tu wszystko, co powinno być w romantycznej historii: wielka miłość,
namiętność, cudowne stroje i Chopin. Czego chcieć więcej?
Kurzy się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz