Głośna sztuka „Śmierć
i dziewczyna” Elfriede Jelinek w reż. Eweliny Marciniak pokazana w Warszawie!
Warszawscy miłośnicy teatru tłumnie przybyli na
sztukę Elfriede Jelinek w reżyserii Eweliny Marciniak „Śmierć i dziewczyna” ze
sceny wrocławskiego Teatru Polskiego, którą pokazano na deskach Teatru
Dramatycznego w ramach 36 Warszawskich Spotkań Teatralnych. Reklamę tej
realizacji zapewniła głośna w mediach awantura polityków z konkurujących partii
i żałuję, że pretekstem do jej wywołania stała się sztuka teatralna.
![]() |
fot. Natalia Kabanow |
Dzieło Jelinek jest ciężkie i miejscami trudne w
odbiorze. Marciniak także nie ułatwiła zadania i pozostawiła widzom całą masę
śladów do indywidualnego wytropienia. Sztuka pokazała widzom mroczną historię
ze śmiercią bohaterki w tle, a sceniczny danse macabre z podtekstem seksualnym
trwał ponad 140 minut. W tym czasie widzowie obejrzeli wiele scen z życia mocno
przetrąconej psychicznie rodziny, w której relacje pomiędzy jej członkami były
niezdrowe i toksyczne. Scena w szpitalu, kiedy chory psychicznie Ojciec-Krasnoludek
(Paweł Smagała) niosąc na rękach własną córkę pokazywał ruchem bioder, że znał
jej ciało, świadczyła o tym, że dziewczyna mogła być wcześniej molestowana. W
domu nie było dużo weselej, gdyż Mamusia-Macocha głównej bohaterki (Ewa Skibińska)
również nie radziła sobie z własna
![]() |
fot. Natalia Kabanow |
psychiką. Kobieta kompletnie zdominowała
dziewczynę, decydując za nią we
wszystkich, nawet najprostszych sprawach i ten model postępowania stosowała
nawet wtedy, kiedy jej córka stała się już dorosłą kobietą. Wszystkie jej
polecenia, zakazy, „rady”, wydawała pomiędzy kolejnymi kliknięciami
telewizyjnego pilota. Dryl szkoły muzycznej, imperatyw odniesienia sukcesu,
wyraziste i natarczywie powracające fantazje seksualne, to uwarunkowania, w
jakich przyszło żyć Córce/Nauczycielce – Królewnie Śnieżce. W tej roli
wystąpiła zdecydowanie najlepsza w całym przedstawieniu Małgorzata Gorol.
Artystka pokazała oprócz znakomitej sprawności fizycznej (świetne sceny
gimnastyczne oraz jazdy na łyżwach!), również wyśmienitą grę aktorską, w której
potrafiła różnicować emocje i sprawnie dobierać techniki służące ukazaniu
różnych stanów emocjonalnych swojej bohaterki.
![]() |
fot. Natalia Kabanow |
Spektakl Eweliny Marciniak nie był tylko popisem
Małgorzaty Gorol. Na scenie działo się bardzo dużo i praktycznie bez przerwy
mózgi i serca widzów musiały intensywnie pracować. Występ pary aktorów porno,
którzy zrobili na scenie to, czego od nich oczekiwano służył głębszemu,
reżyserskiemu zamysłowi. Scenę seksu podkreślono całkowitym wyciszeniem muzyki,
co pozostawiło widzom jedynie obraz cielesności i odgłosy samego aktu
seksualnego. Był to mechaniczny seks i nie było tam miejsca na czułość.
Bohaterka Małgorzaty Gorol właśnie takich obrazów poszukiwała, aby rozładować
własne napięcie seksualne. Ponieważ podchodziła do tego bardzo praktycznie,
więc zaglądała do teatrzyku porno bez specjalnych, dodatkowych emocji, po
prostu tak, jak inni chodzili do piekarni po bułeczki.
![]() |
fot. Natalia Kabanow |
Z rozległością geograficzną dziejących się na
scenie wypadków dobrze poradziła sobie autorka scenografii, kostiumów i
reżyserii światła – Katarzyna Borkowska. Artystka tak zaaranżowała sceną, że
znalazło się na niej miejsce dla saloniku z ciągle grającym telewizorem,
kuchni, teatrzyku porno, a nawet sali koncertowej mogącej zmieścić dwa
fortepiany! Na instrumentach grali profesjonalni pianiści (trafiona muzyka
Piotra Kubiaka), co przydało autentyczności wielu scenom, a samo manewrowanie
instrumentami, ustawianie ich w różnych konfiguracjach oraz używanie ich jako
rekwizytów sprawdziło się i stworzyło ciekawe i oryginalne efekty
scenograficzne. Wielka plastyczność spektaklu była jego największą
zaletą. Sceny orgii oraz przemarszu nagich postaci nie niosły w sobie żadnej
wulgarności, a umiejętne operowanie światłem spowodowało, że widzowie czuli
bardziej, że obcowali ze światem rzeźb i obrazów niż z żywymi ludźmi. Na scenie
zaprezentowano również rzeczywiste obrazy, które bezpośrednio nawiązywały do
awangardy i abstrakcjonizmu. (Malewicz, Rothko).
Ciekawy spektakl, warty obejrzenia, kolejny raz
okazało się, że prawdziwa sztuka broni się sama, tylko trzeba dać jej szansę.
Kurzy się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz