Sekrety tajemniczej sekty ujawnione! Księgi Jakubowe w
reż. Eweliny Marciniak w Teatrze Powszechnym
![]() |
Hieronim Bosch, Ogród rozkoszy ziemskich, fot. Wikipedia |
Pisarz Javier Sierra uważa, że
„czytany” od prawej do lewej strony słynny obraz Hieronima Boscha nazywany
„Ogrodem rozkoszy ziemskich” ukrywa losy sekty religijnej, która była
prześladowana przez inkwizycję. Na prawym skrzydle tego zagadkowego tryptyku
widać piekło, które wg Sierry było ówczesnym życiem, na środku Bosch namalował
różne, przesycone erotyzmem rytuały, których odprawienie miało umożliwić
członkom sekty wejście do raju namalowanego po lewej stronie, gdzie na swoich
wyznawców czekał już Chrystus w towarzystwie Ewy i Adama.
Ewelina Marciniak w
wyreżyserowanej przez siebie sztuce opartej na wątkach „Ksiąg Jakubowych” Olgi
Tokarczuk pokazała historię symbolizowaną właśnie przez środkową część tryptyku
i zgrabnie zasygnalizowała to przedstawiając fragment obrazu na wyświetlonej,
cyfrowej quasi-kurtynie. Spektakl pokazywał właśnie ten, umowny etap z życia
sekty Frankistów, a więc nic dziwnego, że na scenie było widać również dużo
nagości. Kurtyna nie była końcem ciekawych odwołań plastycznych. Widzowie zastali
scenę zasypaną piaskiem i drobnym żwirem symbolizującymi wyboiste i zakurzone
drogi osiemnastowiecznego Podola. Motyw wędrówki został wyraźnie i trafnie
podkreślony przez autorkę scenografii, kostiumów i świateł, Katarzynę Borkowską.
Grupa Jakuba Franka prowadziła nomadyczny tryb życia, a zdarzało się, że była
po prostu przeganiana z różnych miejsc i musiała podróżować i to często w
dobrym tempie.
Na ścianie tuż za sceną
powieszono natomiast oprawione w barokowe, ozdobne ramy lustra, które pozwalały
widzom oglądać występujących na scenie artystów z niecodziennej perspektywy.
Zwierciadła zostały także umiejętnie użyte do oświetlenia scenicznych bohaterów
światłem odbitym. Wyobraźnia podpowiadała, że chodziło o metaforę sposobu
narracji. Historia Jakuba Franka była opowiadana wyłącznie przez osoby, które
widziały go, słyszały o nim lub opowiadano im o nim, a nie przez samego
bohatera. W konsekwencji, widzowie musieli samodzielnie poskładać na swój
użytek ułamki obrazów Jakuba, przywódcy sekty, wyłącznie na podstawie relacji
osób trzecich. To naturalnie korespondowało z podzielonym taflami luster widokiem,
który odwzorowywał jedynie fragmenty rzeczywistości.
Niestety, konsekwencją takiego
pomysłu narracyjnego Olgi Tokarczuk powielonego przez Ewelinę Marciniak było
uniemożliwienie wykonania zadania kreującemu tytułową postać, Wojciechowi
Niemczykowi. Artysta nie mając do dyspozycji żadnego znaczącego tekstu, nie
miał szans na zmierzenie się z mitem charyzmatycznego Jakuba Franka. Kto wie,
może lepszym pomysłem dramaturgicznym byłaby całkowita rezygnacja z pokazywania
Franka na scenie? Widzowie nie zrozumieli, czym ten człowiek zaskarbił sobie
zaufanie i miłość tysięcy ludzi, którzy podążyli za nim na podbój Europy.
![]() |
fot. Magda Hueckel |
Wracam jednak do plastycznej
oprawy spektaklu, która była jego najmocniejszą stroną. Zachwyciły mnie niesamowite
światła wraz z efektami laserowymi, a także podobały mi się kostiumy, zwłaszcza
wschodnia kreacja Chany (udana rola Julii Wyszyńskiej). Ciekawym pomysłem było
też użycie lalek (Agata Kucińska) w pierwszej części przedstawienia, co dodało
baśniowego kolorytu scenie pogrzebu Jenty. Można z pełną odpowiedzialnością
powiedzieć, że „Księgi Jakubowe” w reżyserii Eweliny Marciniak obrazami stały.
Kreacje aktorskie nie skupiły na sobie
już tak wielkiej uwagi. Podobał mi się Mateusz Łasowski, który zaprezentował z
charakterystycznym dla siebie dystansem, który lubię, postać biskupa
Dembowskiego. Podkreślę także udane role Agaty Woźnickiej jako magnatki
Kossakowskiej oraz bardzo dwuznaczną, praktyczno - romantyczną interpretację
postaci pani Drużbackiej w wykonaniu Elizy Borowskiej. Ciekawie została
pokazana relacja Drużbackiej z księdzem Chmielowskim. Było w niej coś na
kształt niewinnej, ale jednak w pewnym sensie erotycznej fascynacji. Obie artystki
wypadły świetnie w dowcipnej scenie podróży przez podolskie wertepy, w której
ujawniły swój talent komediowy. Bardzo liczyłem na błysk talentu Bartosza
Porczyka (Moliwda), ale jednak odczułem niedosyt. Może po prostu ta rola była dla niego za mała.
![]() |
fot. Magda Hueckel |
Ewelina Marciniak zmierzyła się
przy pomocy tej realizacji z popularnym mitem, że Polska była krajem tolerancyjnym
i przyjaznym odmiennościom. Przywoływani często jako sztandarowy przykład
polskiej tolerancji i gościnności Bracia polscy zwani arianami (XVI w.) zostali
przecież w końcu wydaleni z terenu Rzeczpospolitej jako heretycy, a królewskie
wojsko spaliło w Rakowie jedną z największych, ówczesnych bibliotek kościoła
reformowanego w Europie. Blisko dwieście lat później Jakub Frank po przejściu
na katolicyzm i chrzcie, który ogłoszono wielkim sukcesem w nawracaniu
heretyków został również oskarżony o herezję i spędził uwięziony na Jasnej
Górze trzynaście lat! Frank traktował przyjmowane przez siebie niejako po
drodze religie jedynie jako środek transportu, który miał go połączyć z Bogiem.
Tytułowy bohater sztuki na swój
sposób odniósł zwycięstwo, umierał przecież jako szlachcic i baron, otoczony
sporą rzeszą swoich wyznawców. Taki awans bez kilku zmian wyznania, w tym dwóch
chrztów katolickich, nie był możliwy. Czy zwycięstwo odniosła swoją
inscenizacją Ewelina Marciniak? Warto wybrać się do Teatru Powszechnego i mieć
szansę na udzielenie własnej odpowiedzi na to pytanie.
Olga Tokarczuk czyta fragment "Ksiąg Jakubowych"
Kurzy się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz