poniedziałek, 30 marca 2015

Trepa* nacja?

Tato Artura Pałygi w reż. Małgorzaty Bogajewskiej na 35 Warszawskich spotkaniach teatralnych. Spektakl Teatru Bagatela im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego z Krakowa.

Gubin, Słubice, Żagań, Żary, Braniewo, Wałcz, Wesoła, Piła lub Hrubieszów i jeszcze wiele, wiele innych nazw miejscowości, które u większości dojrzałych mężczyzn w Polsce kojarzą się jeszcze z tzw. Ludowym Wojskiem Polskim. Wskrzeszam obraz klasycznego, wojskowego budynku, parter – dwie rodziny, w jednej odszedł mąż, w drugiej zdradziła żona, piętro, syn oficera został alkoholikiem, wyżej, syn chorążego podobnie, w sąsiednim mieszkaniu wścibska gospodyni, która zawsze musiała wiedzieć wszystko i była w tym skuteczniejsza od sowieckiego GRU. Kursowała po klatce schodowej ozdobionej napisami: szanuj mienie społeczne - oszczędzaj światło - dbaj o czystość, w papilotach, koszmarnych szlafroku i kapciach na koturnie. Nieopodal klub, w którym wieczorami ten sam zestaw wojskowych - alkoholików upijał się regularnie, a od święta upijali się prawie wszyscy. W podobnych realiach, na tle wzruszającej scenografii (Dominika Skaza) z rozpostartą nad tapczanikiem matą słomianą ubarwioną proporczykami przywiezionymi z autokarowych wycieczek przygotowanych przez organizację rodzin wojskowych rozgrywa się akcja sztuki wyreżyserowanej z wielkim wyczuciem przez Małgorzatę Bogajewską.

fot. Piotr Kubic
Tato (znakomita rola Marcela Wiercichowskiego) był zwyczajnym, wojskowym trepem. Charakteryzowała go apodyktyczność, przedmiotowe traktowanie żony i dzieci oraz przeniesienie na grunt rodziny najgorszych koszarowych wzorców zachowania. Ilustrowały to fantastycznie interpretowane przez artystę tyrady brzmiące dokładnie tak, jak kiedyś wygłaszane przed frontem pewnej znanej mi kompanii przez jej dowódcę, kapitana S. Nawet stopień się zgadzał. Aktor idealnie przedstawił postać oficera. Przeklinał tylko nieco mniej, ale nie można mieć wszystkiego. 

Tato-trep nie umiał się inaczej zachowywać. Tato-trep był człowiekiem ułomnym i nieświadomie znęcał się psychicznie nad swoimi żołnierzami, swoją żoną i dziećmi, co ilustrują znakomite, tragikomiczne sceny krojenia arbuza oraz karmienia synka Frania (świetna rola Adama Szarka), która została ubarwiona serią kapitalnie opowiedzianych, bajeczek o zajączku.

fot. Piotr Kubic
Bezsprzecznie warte podkreślenia są również kreacje Przemysława Brannego (zwłaszcza w roli pana z telewizora) oraz mamusi, w tym przedstawieniu granej przez Ewelinę Starejki. Jeśli koniecznie ma być ta łyżeczka dziegciu, to przyznam, że nie zawsze perfekcyjnie wykonane były partie wokalne mamusi, ale nie psuje to pełnego obrazu, naprawdę udanej kreacji artystki.

Była też druga strona medalu zgrabnie pokazana przez reżyserkę spektaklu. Miłość dzieci do rodziców bywa przez dłuższy czas bezwarunkowa i bezkrytyczna. Franio łowił więc na scenie wszystkie ludzkie odruchy i okruchy uczucia swojego ojca i gromadził je jako swój emocjonalny kapitał. Mimo całej szorstkości, tato i Franio potrafili jednak od czasu do czasu porozumieć się. Przykładem tej jedności były dialogi muzyczne prowadzone przy użyciu wiolonczeli i kontrabasu oraz świetnie brzmiąca, grana przez wszystkich artystów na żywo(!) muzyka (Bartłomiej Woźniak). Tak więc ojciec i syn mogli prowadzić ze sobą czułą rozmowę, ale tylko przy użyciu instrumentów muzycznych.

Czy Polska jest jeszcze wciąż tytułową nacją trepów? Nie ma już L.W.P., ale gdzieś za płotem naszej posesji, za ścianą segmentu lub mieszkania w bloku zdarza się, że słychać takiego dziarskiego tatusia. Pochodzenie nie ma tu znaczenia, trafia się to w rodzinie kierowcy, w rodzinie wziętego lekarza i ordynatora, ba, w rodzinie artysty(!). Dzieci wychowane w takich domach intuicyjnie chcą stworzyć zupełnie inny świat swoim potomkom i prowadzi to najczęściej na zasadzie przeciwieństwa do powstania innych z natury, ale równie trudnych do rozwiązania problemów wywołanych brakiem jakiegokolwiek zaangażowania rodziców w życie młodych ludzi w imię źle pojętej wolności. Kto wie, może za dziesięć lat powstanie sztuka Tato2, która właśnie skomentuje takie problemy?

fot. Piotr Kubic
Twórcy przedstawienia spisali się świetnie i warto pochwalić kolejny raz Małgorzatę Bogajewską za przygotowanie spektaklu, który był spójny, a jego elementy od gry aktorskiej, przez muzykę, dekoracje, aż po oświetlenie pasowały do siebie. Każda scena miała tu swoje znaczenie. Nie było „pustych” przebiegów. Ujęła mnie zwłaszcza idealna, teatralna narracja, zawieszona gdzieś pomiędzy rzeczywistością, a skrótem i symbolem. Choćby pierwszy z brzegu przykład fascynacji mamusi telewizją, czy przedstawienie zapracowanej gospodyni domowej przy pomocy tylko kilku minimalistycznych gestów lub znakomite pokazanie znużenia, a jednocześnie obowiązku opieki nad sparaliżowanym ojcem.

Cieszę się, że ten spektakl został zaproszony na 35 W.S.T. Jeszcze raz brawa dla wszystkich wykonawców spektaklu oraz dla Pana Dyrektora Henryka Jacka Schoena za stawianie na artystów, którzy mają coś do powiedzenia, a niekoniecznie są tylko zasłużeni i doświadczeni.

*trep – pod koniec XX wieku slangowe określenie zawodowego wojskowego, który dowodził oddziałem złożonym głównie z poborowych.

Kurzy się!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz