niedziela, 12 lutego 2017

Deser Pavlovej

Don Kichot – klasyczny balet, efektownie zatańczony przez artystów Polskiego Baletu Narodowego 

fot. Ewa Krasucka
Kilka dni temu widzowie Teatru Wielkiego Opery Narodowej w Warszawie mieli okazję obejrzeć wznowienie klasycznego baletu Don Kichot z muzyką Ludwiga Minkusa i choreografią Aleksieja Fadejczewa na podstawie układu Mariusa Petipy i Aleksandra Gorskiego. Ten przepiękny balet przygotowano w koprodukcji z Królewskim Baletem Flandryjskim w Antwerpii, a jego warszawska premiera miała miejsce 29 maja 2014 roku. Don Kichot należy do najchętniej pokazywanych, klasycznych baletów. Przyczyn jest kilka, a do najważniejszych należą: wspaniała, rytmiczna, z hiszpańskimi akcentami muzyka napisana przez mistrza Minkusa oraz znakomita choreografia, która udoskonalana przez kolejne pokolenia artystów daje współcześnie możliwość popisywania się na scenie techniką i temperamentem tylko najlepszym solistkom i solistom. Jeśli doda się do tego mnogość fascynujących postaci, takich jak Kitri, Basylio, Don Kichot i Sancho Panza oraz dziesiątki tańczących torreadorów, seniorit, cyganek, nimf oraz driad, to nic dziwnego, że publiczność szczelnie wypełnia widownie sal, a cukiernicy komponują na cześć tańczących artystek desery. 

fot. Ewa Krasucka
Tegoroczne wykonanie Don Kichota stało się dla kilku solistów z Polskiego Baletu Narodowego debiutem, dlatego że wystąpili po raz pierwszy w nowych rolach: Mai Kageyama w roli Kitri-Dulcynei, Dawid Trzensimiech jako Basilio oraz Yuka Ebihara w roli Królowej Driad. Cała trójka wypadła bardzo dobrze. Największe wrażenie podczas spektaklu wywarły na mnie kreacje taneczne Dawida Trzensimiecha, Yuki Ebihary oraz Kristófa Szabó w roli Espady. Szczególne słowa uznania kieruję w stronę znakomitego dyrygenta świetnej tego wieczoru (jak zwykle) Orkiestry Teatru Narodowego - Opery Narodowej, Aleksieja Baklana. Za pulpitem było widać kipiącego energią artystę, o którym można było powiedzieć, że tańczył razem z baletem(!). Nic dziwnego, rodzice maestro byli tancerzami baletowymi, a primabaleriną jest także jego żona. Artysta czuł się w Teatrze Wielkim jak w domu i tym łatwiej zrozumieć, że w jego przypadku świadomość specyfiki muzyki baletowej była intuicyjna i pełna. Baklan czujnie patrzył na tancerzy po to, aby idealnie dopasować rozkład muzycznych akcentów do zmiennej sytuacji na scenie. To było szczególnie ważne i korzystne dla solistów - debiutantów.

fot. Ewa Krasucka
Nie byłoby tak udanego spektaklu bez znakomitej reżyserii świateł Steena Bjarke oraz fantastycznych, olśniewających kostiumów Thomasa Miki.  A propos kolorów strojów i dekoracji - mam na ten temat pewną kulinarną teorię. Jestem niemal pewny, że w słynnym deserze Pavlovej widać inspirację Don Kichotem. W 1924 roku zespół Pavlovej wywiózł Don Kichota z Rosji i pokazał go światu. Sławny torcik bezowy powstał zaledwie kilka lat później, podczas tournee artystki po antypodach. Szefa kuchni z hotelu w Wellington z pewnością zainspirowały kolory spektaklu, które odwzorował w różnorodności barw deseru. Tak więc beżowa beza to był kolor skórzanego siodła Rosynanta, kaftana Sancho Panzy oraz spłowiałych na słońcu ścian hiszpańskich tawern, bita śmietana była barwą lekkich tutu nimf i driad w scenie snu Don Kichota, a zieleń kiwi przypominała kolor lasu i obozu cygańskiego. Czerwień granatu i truskawek odwoływała się wspaniałe do sukien seniorit i zabarwienia jaskrawych mulet używanych podczas korridy. Pełna paleta kolorów i świetny smak. Kwintesencja przyjemności. Właśnie, w tym tkwi sekret. Dlaczego ludzie przychodzą do teatrów baletowych na Don Kichota? Obejrzenie tego spektaklu jest jak zjedzenie deseru Pavlovej. Sprawia przyjemność. I taki jest również warszawski Don Kichot.

Kliknij - ten tekst ma wersję audio

Zespół Polskiego Baletu Narodowego wzbogaca się o nowych artystów:


Kurzy się!

czwartek, 2 lutego 2017

Oddech szczura

Artur Pałyga przepowiada wojnę! Mocny spektakl w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie.

Małgorzata Bogajewska reżyserowała już dramaty napisane przez Artura Pałygę. Artyści niedawno odnieśli spektakularny sukces wystawieniem sztuki „Tato” przygotowanej w Teatrze Bagatela im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego w Krakowie. Pałyga napisał teraz tekst „Rewizor. Będzie wojna!” na zamówienie Teatru Ludowego w Nowej Hucie, którego dyrekcję sprawuje Małgorzata Bogajewska. Twórcy tego spektaklu pracowali w komfortowych warunkach z uwagi na to, że autor sztuki odwiedzał ich na próbach i na bieżąco korygował tekst biorąc pod uwagę oczekiwania i wymagania aktorów. Taka praktyka zawsze była bardzo cenna dla każdego dramaturga, ale i znakomita dla jakości tekstu, sam mistrz Fredro pracował w podobny sposób.

fot. Teatr Ludowy
Mikołaj Gogol w bezbłędnie napisanym „Rewizorze” pokazał w bezlitosnym, satyrycznym lustrze ludzką chciwość, głupotę i wszechogarniającą Rosję korupcję. Za to dostało mu się od ówczesnych znawców i mecenasów teatru. Rzeczywiście, Gogol w utworze nie opisał żadnej pozytywnej postaci, ani też nawet nie naszkicował odrobiny wątku miłosnego. Mistrz tłumaczył, że odebrano jego sztukę w nieprawidłowy sposób, ale było to wołanie na puszczy.

Pałyga oparł się na konstrukcji rosyjskiego dramaturga, ale potraktował „Rewizora” jedynie jako wehikuł, który przeniósł go do innej historii. W sztuce Pałygi oryginalne postaci komedii Gogola zostały zdeformowane, a także pojawiły się nowe, na przykład Szczury(!). Tytułowy bohater nie stał się ofiarą komedii omyłek. Chlestakow Pałygi nie przyjechał przypadkiem do zapyziałego miasta w powiecie leżącym gdzieś w guberni na końcu świata. Rewizor - Chlestakow (udany debiut Krystiana Pesty) okazał się młodym, ale cynicznym i wyrachowanym człowiekiem, który szybko wykorzystał sytuację i zaczął rządzić w miasteczku. Bohater Pesty zręcznie posługiwał się manipulacją, propagował populistyczne, a wręcz faszystowskie hasła i faszerował mieszkańców miasteczka nienawiścią, co wkrótce ich skłóciło. W jednej ze znaczących scen, która pokazała zajadłość konfliktu doskonale zaprezentowali się: Kajetan Wolniewicz jako dobrotliwy Dzielnicowy oraz Barbara Szałapak (Dobczyńska) i Paweł Kumięga (Bobczyński), którzy umiejętnie stopniowali napięcie w narastającej kłótni kończącej się histerycznym wybuchem nienawiści. Ten obraz złowrogo przypomniał aktualne, polityczne kłótnie Polaków. W spektaklu było jeszcze wiele interesujących momentów, takich jak na przykład ciekawa rozmowa zrezygnowanego i wypalonego Horodniczego (Tadeusz Łomnicki) z kwiatkiem, prześmieszny monolog  Iwony Sitkowskiej (Pan Szczur) na temat jakości masowo produkowanej żywności i metod jej sprzedaży w dyskontach, a także jedna z najmocniejszych scen spektaklu, w której Anna Pijanowska (Pani Szczurowa) została przewrócona i znieważona przez grupę mężczyzn.

fot. Teatr Ludowy
Małgorzata Bogajewska wyeksponowała na scenie olbrzymie lustro (scenografia Maciej Chojnacki), które było przez cały czas skierowane na widzów nie dając im w ten sposób zapomnieć, że sztuka była tak jak u Gogola, o nich. Dobry tekst Pałygi i jak zwykle bardzo plastyczna i w najlepszym tego słowa znaczeniu „teatralna” reżyseria Małgorzaty Bogajewskiej poniosły do udanego występu wszystkich artystów. Widzowie z przyjemnością patrzyli na udane kreacje aktorskie oraz słuchali świetnych muzycznych point tria instrumentalnego (Szymańska, Braszak, Kopiec) grającego muzykę Bartłomieja Woźniaka oraz piosenek w wykonaniu ujmującej Wiktorii Węgrzyn. 

Sztuka odnosi się do współczesności, ale twórcy nie formułowali w niej żadnych przestróg. Na to po prostu jest już zdaniem artystów za późno. Dlatego w szczurzej konwencji powtarzam za Olgą Jackowską, że nogi, nogi, setki nóg już tupią i tupią równym, marszowym krokiem. Gogolowskie: "Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie" brzmi przy tym niewinnie, jak stara dziecięca wyliczanka.

Łącze do tekstu poświęconego sztuce "Tato"

Kurzy się!