Don Kichot – klasyczny balet, efektownie zatańczony przez artystów Polskiego Baletu Narodowego
fot. Ewa Krasucka
Kilka dni temu widzowie Teatru Wielkiego Opery
Narodowej w Warszawie mieli okazję obejrzeć wznowienie klasycznego baletu Don
Kichot z muzyką Ludwiga Minkusa i choreografią Aleksieja Fadejczewa na
podstawie układu Mariusa Petipy i Aleksandra Gorskiego. Ten przepiękny balet
przygotowano w koprodukcji z Królewskim Baletem Flandryjskim w Antwerpii, a
jego warszawska premiera miała miejsce 29 maja 2014 roku. Don Kichot należy do
najchętniej pokazywanych, klasycznych baletów. Przyczyn jest kilka, a do
najważniejszych należą: wspaniała, rytmiczna, z hiszpańskimi akcentami muzyka
napisana przez mistrza Minkusa oraz znakomita choreografia, która udoskonalana
przez kolejne pokolenia artystów daje współcześnie możliwość popisywania się na
scenie techniką i temperamentem tylko najlepszym solistkom i solistom. Jeśli
doda się do tego mnogość fascynujących postaci, takich jak Kitri, Basylio, Don
Kichot i Sancho Panza oraz dziesiątki tańczących torreadorów, seniorit,
cyganek, nimf oraz driad, to nic dziwnego, że publiczność szczelnie wypełnia
widownie sal, a cukiernicy komponują na cześć tańczących artystek desery.
fot. Ewa Krasucka
Tegoroczne wykonanie Don Kichota stało się dla
kilku solistów z Polskiego Baletu Narodowego debiutem, dlatego że wystąpili po
raz pierwszy w nowych rolach: Mai Kageyama w roli Kitri-Dulcynei, Dawid
Trzensimiech jako Basilio oraz Yuka Ebihara w roli Królowej Driad. Cała trójka
wypadła bardzo dobrze. Największe wrażenie podczas spektaklu wywarły na mnie
kreacje taneczne Dawida Trzensimiecha, Yuki Ebihary oraz Kristófa Szabó w roli Espady.
Szczególne słowa uznania kieruję w stronę znakomitego dyrygenta świetnej tego
wieczoru (jak zwykle) Orkiestry Teatru Narodowego - Opery Narodowej, Aleksieja
Baklana. Za pulpitem było widać kipiącego energią artystę, o którym można było powiedzieć,
że tańczył razem z baletem(!). Nic dziwnego, rodzice maestro byli tancerzami
baletowymi, a primabaleriną jest także jego żona. Artysta
czuł się w Teatrze Wielkim jak w domu i tym łatwiej zrozumieć, że w jego
przypadku świadomość specyfiki muzyki baletowej była intuicyjna i pełna.
Baklan czujnie patrzył na tancerzy po to, aby idealnie dopasować rozkład muzycznych
akcentów do zmiennej sytuacji na scenie. To było szczególnie ważne i korzystne
dla solistów - debiutantów.
fot. Ewa Krasucka
Nie byłoby tak udanego spektaklu bez znakomitej
reżyserii świateł Steena Bjarke oraz fantastycznych, olśniewających kostiumów Thomasa
Miki. A propos kolorów strojów i dekoracji
- mam na ten temat pewną kulinarną teorię. Jestem niemal pewny, że w słynnym deserze
Pavlovej widać inspirację Don Kichotem. W 1924 roku zespół Pavlovej wywiózł Don
Kichota z Rosji i pokazał go światu. Sławny torcik bezowy powstał zaledwie kilka
lat później, podczas tournee artystki po antypodach. Szefa kuchni z hotelu w Wellington z pewnością zainspirowały kolory spektaklu, które odwzorował w różnorodności barw
deseru. Tak więc beżowa beza to był kolor skórzanego siodła Rosynanta, kaftana
Sancho Panzy oraz spłowiałych na słońcu ścian hiszpańskich tawern, bita śmietana
była barwą lekkich tutu nimf i driad w scenie snu Don Kichota, a zieleń kiwi przypominała
kolor lasu i obozu cygańskiego. Czerwień granatu i truskawek odwoływała się wspaniałe
do sukien seniorit i zabarwienia jaskrawych mulet używanych podczas korridy. Pełna
paleta kolorów i świetny smak. Kwintesencja przyjemności. Właśnie, w tym tkwi
sekret. Dlaczego ludzie przychodzą do teatrów baletowych na Don Kichota? Obejrzenie
tego spektaklu jest jak zjedzenie deseru Pavlovej. Sprawia przyjemność. I taki
jest również warszawski Don Kichot.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz