środa, 23 grudnia 2015

Święta






Drodzy Goście, czytelnicy tekstów Dyźka!

W 2014 r. działalność sceniczną prowadziło w Polsce 171 teatrów i instytucji muzycznych posiadających własny, stały zespół artystyczny (w 2013 r. – 170). Teatry i instytucje muzyczne zorganizowały 56,1 tys. przedstawień i koncertów, w których uczestniczyło 12,3 mln widzów i słuchaczy*. Jesteśmy u siebie i jak widać jest nas ładnych parę milionów. Nikt nie zrobi nam nic złego, jeśli będziemy razem. 

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia oraz nadchodzącego, nowego roku życzę Państwu wyłącznie teatralnych zaczepek oraz satysfakcji i przyjemności z obcowania ze sztuką. A tu przypomnienie skromnego żartu: brunch a’la gęś (zielona) – „Stróż i dziewczyna”

*GUS; Kultura w 2014 r., Informacje i opracowania statystyczne, Warszawa 2015, a ikony wg projektu Manueli Langelli (Italia).

Kurzy się!



środa, 16 grudnia 2015

Pasy, rozżarzone pogrzebacze…

Janusz Wiśniewski w warszawskim Teatrze Ateneum z dużą swobodą dokonał artystycznej transformacji klasycznej komedii Moliera „Les Femmes Savantes” i pokazał ją pod nazwą "Dziewice i mężatki". Reżyser przygotował swoją realizację w konwencji czarnej komedii. Wiśniewski był konsekwentny w każdym elemencie przedstawienia. Artysta zadbał także o to, aby jego intencje były jasne od pierwszej minuty spektaklu i już w początkowej scenie uprzedził widzów, że tym razem dostaną coś, czego u Moliera raczej się nie spodziewali. Po niespodziewanym entrée Henryka Łapińskiego, który był kapitalnie ucharakteryzowany na Piekielnego Służącego – Śmierć, nie było już cienia wątpliwości, w co będziemy się tego wieczoru bawić.

fot. Bartek Warzecha
Artyści Ateneum mieli wielką frajdę z gry w tym przedstawieniu. Niektóre postaci były wręcz popisowo przedstawione, mam na myśli przede wszystkim rozbrajającego Tadeusza Borowskiego w roli Madame Wadius – klasycyzującej pisarki ezoterycznej oraz Marię Ciunelis, która wspaniale odnalazła się w roli otumanionego haszyszem brata (!) Chryzala. Dodając jeszcze do tego sceny z udziałem komicznej pary: Chryzala (Marian Opania) i Marcyny (Dorota Nowakowska) otrzymaliśmy komediowo-wybuchowy zestaw dosłownie i w przenośni.

fot. Bartek Warzecha
To był spektakl, który spełnił moje oczekiwania. Tak wyobrażam sobie teatr. Sztuka działała na wszystkie moje zmysły. Podziwiałem kostiumy i znakomite charakteryzacje, moją uwagę przyciągały oryginalne pomysły inscenizacyjne i nietypowy ruch sceniczny oraz choreografia przygotowana przez Emila Wesołowskiego.

Aktorzy pokazali widzom interpretacje ról zjednoczone spójną wizją artystyczną zaproponowaną przez reżysera. Nikt nie grał na boku, dla siebie. Całość została idealnie dopełniona muzyką napisaną przez Jerzego Satanowskiego. Spektakl miał tempo, a widzowie nie nudzili się ani przez chwilę, a po zakończeniu przedstawienia żałowali, że godzina z okładem upłynęła tak szybko.

Kurzy się!

Samotność samotnych

W TR Warszawa obejrzałem sztukę „Koncert życzeń” Franza Xaviera w reżyserii Yany Ross, w której główną i jedyną rolę zagrała Danuta Stenka. Spektakl został przygotowany przez TR Warszawa w koprodukcji z Łaźnią Nową w Krakowie i Festiwalem Boska Komedia. 

Według klasycznej definicji, podstawowym „tworzywem” teatru jest aktor. W istocie, artystka jednoosobowo skonstruowała na scenie dramat, który przez osiemdziesiąt minut przykuł uwagę widzów. Przed rozpoczęciem przedstawienia organizatorzy zachęcali do wędrowania podczas spektaklu, aby podpatrywać Danutę Stenkę z różnej perspektywy w makiecie mieszkania, która została przygotowana na środku sali. Akcja sztuki rozwijała się powoli. Sposób wykonania banalnych, domowych prac przez aktorkę pozwalał widzom poznać jej bohaterkę, ocenić usposobienie i charakter tej postaci, a nawet poczuć do niej sympatię.

Simowie na co dzień wymagają uwagi ze względu na najzwyczajniejsze potrzeby. Gdy zielone paski symbolizujące zaspokojenie danej potrzeby wyraźnie spadną musisz o nią zadbać. Zaspokajanie potrzeb pozytywnie wpływa na nastrój Simów, zaniedbywanie tych podstawowych może bardzo go pogorszyć.*

fot. K. Schubert
Na główną postać sztuki została wybrana inteligentna, zadbana, pedantyczna, poukładana i świadoma swojej wartości kobieta. Była przedstawicielką klasy średniej. Widzowie podświadomie porównywali swoje zwyczaje i zachowania z zaproponowanymi przez twórców spektaklu, na przykład kolejność wykonywanych czynności po przyjściu z pracy, sposób składania ubrań, technikę prania rajstop, a nawet metodę ścielenia kanapy wieczorem.

Gdy Sim zgłodnieje będziesz mógł po kliknięciu na lodówce wybrać "jedz resztki" i nie tracąc czasu na przygotowanie posiłku możesz szybciej zaspokoić głód. Istnieje także możliwość zjedzenia czegoś na szybko, która tylko w małym stopniu posila Simów. Najedzony Sim to zadowolony Sim - głód natomiast negatywnie wpływa na jego nastrój.

W miarę upływu czasu atmosfera tego zwykłego wieczoru w czyściutkim mieszkaniu scenicznej singielki powoli gęstniała, a widzom zaczęło towarzyszyć przeczucie, że nie zobaczą tu happy endu. Nie było słychać żadnych głosów, bohaterka nie użalała się nad sobą. I tak nikt by jej nie usłyszał. Dramat rozgrywał się w ciszy. Tylko spojrzenie Danuty Stenki na ekran, gdzie leniwie, scena po scenie działa się akcja gry The Sims, dawało do zrozumienia, że bohaterka była rozpaczliwie samotna, a pustkę zapełniała iluzorycznym udziałem w życiu animowanych bohaterów gry.

Potem był już tylko zaskakujący finał.

Simowie na co dzień spotykają się i zawierają przyjaźnie. Wybierając kolejne możliwości rozmowy poznajesz Sima i możesz prowadzić do zacieśnienia kontaktów i relacji. Same relacje obrazuje pasek pod ikonką Sima . Ikonki poniżej obrazują jaka jest ta relacja: szef, przyjaciel, najlepszy przyjaciel, rodzina czyli mąż/żona czy dziecko. Pamiętaj, aby powoli wykorzystywać pojawiające się kolejno możliwości. Warto początkowo po prostu rozmawiać, opowiadać kawały, pytać się o dzień itd. Dopiero potem można przejść do bliższych kontaktów w tym przyjacielskiego uścisku etc. Pamiętaj, aby nie powtarzać raz za razem tych samych działań, bo znudzisz rozmówcę.

Nowoczesny marketing podpowiada, że samotne życie jest świadomym wyborem, do którego ludzie mają prawo. Tak się składa, że ten wybór pozwala sprzedawać jeszcze więcej pralek, lodówek, kuchenek mikrofalowych, gotowych posiłków, leków, słodyczy, wczasów, suplementów diety, karnetów fitness, a także alkoholu. Liczba klientów, czyli gospodarstw domowych przecież wzrasta, ponieważ samotne życie wybrało w Polsce już ponad 25%, a w Szwecji nawet powyżej 50% dorosłych mieszkańców.

Wychodząc obejrzałem dokładnie stolik kuchenny, przy którym artystka jadła teatralną kolację. Obok szklaneczki z alkoholem zobaczyłem opakowanie Relanium. Samotni płacą wysoką cenę za swoją samotność.

* fragmenty oficjalnego, polskiego poradnika do gry The Sims 3, wortal: www.gry-online.pl

Kurzy się!

niedziela, 6 grudnia 2015

Hotel pod wesołym karpiem

Teatr im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie w ramach rezydencji artystycznych 2015/16 zaprosił do współpracy brooklyńskiego performera, muzyka i dyrektora teatru z Nowego Jorku Josepha Hendla. Zadeklarowanym przez reżysera credo artystyczno-teatralnym była dbałość o zachowanie na scenie przede wszystkim rytmu i humoru. Nic więc dziwnego, że według amerykańskich doniesień w jego spektaklach często znajdowały miejsce błyskotliwe sceny rodem z komiksów, występowały wyraziste postaci oraz przedstawienia bywały niegrzeczne, a nawet agresywne.

fot. Dawid Stube
Joseph Hendel został wierny swoim zasadom i w tym duchu przygotował w Gnieźnie realizację własnej sztuki Hotel pod wesołym karpiem. Artyści Teatru Fredry skupili się na nawiązaniu bliskiej relacji z widzami i za główny cel postawili sobie rozbawienie publiczności, przywiązując nieco mniejszą wagę do kwestii artystycznych. Były to typowe zadania jakie stawia się również przed twórcami amerykańskiej sztuki Stand-up. Ten spektakl rzeczywiście czerpał pełnymi garściami z doświadczeń Stand-up, co potwierdziło wiele długich i śmiesznych monologów zaprezentowanych przez aktorów. Aby wzmocnić siłę oddziaływania, twórcy przedstawienia przygotowali miejsca dla widowni bezpośrednio na scenie. Rzeczywiście, podczas spektaklu czuło się to odmienne, amerykańskie podejście, które nie zostawiało jednak widzowi czasu na własne przemyślenia i refleksje.

Sama sztuka to czarny humor, często niewybredny „udekorowany” nawiązaniami do dzisiejszej, politycznej i obyczajowej rzeczywistości w Polsce. Aby sztuka rzeczywiście stała się jeszcze bardziej niegrzeczną, akcję umieszczono w pobliżu obozu zagłady Auschwitz czyniąc w spektaklu z tej lokalizacji tytułowego hotelu jego biznesową przewagę konkurencyjną.  Potem do jednego worka wrzucono wszystkie, bardzo liczne, polskie stereotypy o Żydach i odwrotnie, po czym każda z tych zabarwionych wzajemną nienawiścią bomb zegarowych została sumiennie rozbrojona i bezlitośnie wyśmiana.

Karp po żydowsku
mat. sieci Tesco
W spektaklu zwrócił moją uwagę błyskotliwy Karol Kadłubiec (Zbyszek), który pokazał talent komediowy i zademonstrował swobodę i naturalność. Podobnie Sebastian Perdek w roli Gargemoszela. W pełni dotrzymała kroku swoim kolegom Anna Pijanowska (Ryfka) w roli amerykańskiej, młodej intelektualistki szukającej swoich żydowskich korzeni w Polsce. Artystka potrafiła wg potrzeb przyśpieszać tempo swoich scenicznych wypowiedzi, co bez straty dla ich czytelności, w niektórych miejscach brzmiało rzeczywiście imponująco. Podkreślę jeszcze dobrą jak zwykle, rolę Wojciecha Kalinowskiego, który wycisnął praktycznie 120% ze słabo zarysowanej w scenariuszu postaci Żyda-zabawki Ahaswerusa.

Ostatnie miesiące to przetaczająca się przez Polskę polityczna niestety, a nie merytoryczna i artystyczna kłótnia dotycząca granic wolności w sztuce. Hotel jest nieśmiałym głosem w tej dyskusji namawiającym w tym przypadku do zastosowania najsilniejszej broni - serdecznego śmiechu i opamiętania w tropieniu artystów-zamachowców na różnego rodzaju „wartości”, które to zamachy finansowane są przecież „z naszych, publicznych pieniędzy”.  Biorąc pod uwagę intensywność i wręcz zoologiczną zajadłość tej kłótni, uzasadniony wydaje się jednak pogląd, że na uśmiech i opamiętanie będziemy musieli jeszcze trochę poczekać.

Kurzy się!