niedziela, 6 grudnia 2015

Hotel pod wesołym karpiem

Teatr im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie w ramach rezydencji artystycznych 2015/16 zaprosił do współpracy brooklyńskiego performera, muzyka i dyrektora teatru z Nowego Jorku Josepha Hendla. Zadeklarowanym przez reżysera credo artystyczno-teatralnym była dbałość o zachowanie na scenie przede wszystkim rytmu i humoru. Nic więc dziwnego, że według amerykańskich doniesień w jego spektaklach często znajdowały miejsce błyskotliwe sceny rodem z komiksów, występowały wyraziste postaci oraz przedstawienia bywały niegrzeczne, a nawet agresywne.

fot. Dawid Stube
Joseph Hendel został wierny swoim zasadom i w tym duchu przygotował w Gnieźnie realizację własnej sztuki Hotel pod wesołym karpiem. Artyści Teatru Fredry skupili się na nawiązaniu bliskiej relacji z widzami i za główny cel postawili sobie rozbawienie publiczności, przywiązując nieco mniejszą wagę do kwestii artystycznych. Były to typowe zadania jakie stawia się również przed twórcami amerykańskiej sztuki Stand-up. Ten spektakl rzeczywiście czerpał pełnymi garściami z doświadczeń Stand-up, co potwierdziło wiele długich i śmiesznych monologów zaprezentowanych przez aktorów. Aby wzmocnić siłę oddziaływania, twórcy przedstawienia przygotowali miejsca dla widowni bezpośrednio na scenie. Rzeczywiście, podczas spektaklu czuło się to odmienne, amerykańskie podejście, które nie zostawiało jednak widzowi czasu na własne przemyślenia i refleksje.

Sama sztuka to czarny humor, często niewybredny „udekorowany” nawiązaniami do dzisiejszej, politycznej i obyczajowej rzeczywistości w Polsce. Aby sztuka rzeczywiście stała się jeszcze bardziej niegrzeczną, akcję umieszczono w pobliżu obozu zagłady Auschwitz czyniąc w spektaklu z tej lokalizacji tytułowego hotelu jego biznesową przewagę konkurencyjną.  Potem do jednego worka wrzucono wszystkie, bardzo liczne, polskie stereotypy o Żydach i odwrotnie, po czym każda z tych zabarwionych wzajemną nienawiścią bomb zegarowych została sumiennie rozbrojona i bezlitośnie wyśmiana.

Karp po żydowsku
mat. sieci Tesco
W spektaklu zwrócił moją uwagę błyskotliwy Karol Kadłubiec (Zbyszek), który pokazał talent komediowy i zademonstrował swobodę i naturalność. Podobnie Sebastian Perdek w roli Gargemoszela. W pełni dotrzymała kroku swoim kolegom Anna Pijanowska (Ryfka) w roli amerykańskiej, młodej intelektualistki szukającej swoich żydowskich korzeni w Polsce. Artystka potrafiła wg potrzeb przyśpieszać tempo swoich scenicznych wypowiedzi, co bez straty dla ich czytelności, w niektórych miejscach brzmiało rzeczywiście imponująco. Podkreślę jeszcze dobrą jak zwykle, rolę Wojciecha Kalinowskiego, który wycisnął praktycznie 120% ze słabo zarysowanej w scenariuszu postaci Żyda-zabawki Ahaswerusa.

Ostatnie miesiące to przetaczająca się przez Polskę polityczna niestety, a nie merytoryczna i artystyczna kłótnia dotycząca granic wolności w sztuce. Hotel jest nieśmiałym głosem w tej dyskusji namawiającym w tym przypadku do zastosowania najsilniejszej broni - serdecznego śmiechu i opamiętania w tropieniu artystów-zamachowców na różnego rodzaju „wartości”, które to zamachy finansowane są przecież „z naszych, publicznych pieniędzy”.  Biorąc pod uwagę intensywność i wręcz zoologiczną zajadłość tej kłótni, uzasadniony wydaje się jednak pogląd, że na uśmiech i opamiętanie będziemy musieli jeszcze trochę poczekać.

Kurzy się!

1 komentarz:

  1. Acha, czyli tak to wygląda. Spodziewałem się czegoś innego, a tu takie pozytywne zaskoczenie.

    OdpowiedzUsuń