poniedziałek, 8 maja 2017

Lassie, nie wracaj!

Głośna Klątwa wg Wyspiańskiego w reżyserii Oliviera Frljića w Teatrze Powszechnym w Warszawie

Przyznam od razu, że od Klątwy wg Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Oliviera Frljića przygotowanej na deskach Teatru Powszechnego w Warszawie nie oczekiwałem zbyt wiele. Często i w wielu miejscach już bywało, że rozmowa o gorących, współczesnych problemach, a taką zapowiadano w wypadku Klątwy, przeistaczała się na scenie w propagandę, a sam spektakl w produkcyjniaka o określonym odcieniu politycznym.

Tym razem tak się jednak nie stało.

fot. Magda Hueckel
Sztuka rozpoczęła się świetnym obrazem rozmowy telefonicznej artystów Powszechnego z Bertoldem Brechtem. Scena została brawurowo poprowadzona przez Barbarę Wysocką przy udziale wszystkich aktorek i aktorów grających w spektaklu. Artyści poszukiwali w tej odsłonie recepty na stworzeniu teatru buntowniczego, rewolucyjnego i w pełni zaangażowanego. Sceniczny Brecht marudził jednak i kwestionował zalety dramatu Wyspiańskiego. Oliver Frljić w związku z tym odłożył na bok większość wątków historii sprzed prawie 120 lat, a zarekomendował przeprowadzenie powtórnej, współczesnej analizy problemów poruszonych przez Wyspiańskiego.

Potem napięcie już tylko rosło.

fot. Magda Hueckel
Artyści na scenie doświadczali prawdziwych emocji. Dawno nie czułem w teatrze aż tak naelektryzowanego powietrza. Frljić nie żałował prochu i mocno strzelał: zamiatana pod dywan pedofilia, przedmiotowe traktowanie i hipokryzja w stosunku do kobiet, dogmatyczny zakaz aborcji, sprzyjanie ksenofobii, korumpowanie polityków, wpływanie organów kościelnych na funkcjonowanie świeckich instytucji państwa. To tylko niektóre z zarzutów, jakie reżyser postawił klerowi Kościoła katolickiego w Polsce. Wszystko to pokazywano widzom w mocnych, niekiedy prowokacyjnych obyczajowo scenach. Nie oszczędzono nawet polskiej świętości, autorytetu Jana Pawła II, któremu wypomniano przemilczanie wstydliwych dla Kościoła problemów.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, wszak prawem artystów jest kontestować władzę i dogmaty, a prawem widzów zastanawiać się nad przekazanymi treściami. Normalnie skończyłbym ten tekst gładkimi zdaniami typu: Olivier Frljić reżyserując Klątwę wg Stanisława Wyspiańskiego kolejny raz wsadził kij w nasze, polskie mrowisko i sprawił, że posypały się zarzuty o „obrazę uczuć religijnych”, co dodało sztuce rozgłosu i przyczyniło się do wzrostu popytu na bilety. Spektakl będzie grany przy kompletach jeszcze przez długie miesiące.

Niestety metafora życia jaką jest teatr wypełniła się teraz bezwzględną dosłownością. Realizacja wywołała oprócz jak to zwykle bywa wyrazów aprobaty badź krytyki, również falę realnie brzmiących pogróżek skierowanych do aktorów oraz innych twórców spektaklu.  Na sali i przed teatrem pojawili się ochroniarze i policjanci. Klątwa w ten sposób paradoksalnie stała się sztuką o rzeczywistym, a nie teatralnie pokazanym strachu, o ludzkich obawach, o ograniczeniach wywołanych cenzurą i autocenzurą, a także o artystach, którzy mogą zostać rozjechani przez polityczny walec. Trudno było w takiej sytuacji zachować spokój. 

Najbardziej wyciszonym i sennym stworzeniem w teatrze był przyprowadzony na scenę pies. Dlaczego niepokoję się tym jeszcze bardziej?


Kurzy się!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz