Głośna Klątwa wg Wyspiańskiego w reżyserii Oliviera Frljića w Teatrze Powszechnym w Warszawie
Przyznam od
razu, że od Klątwy wg Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Oliviera Frljića
przygotowanej na deskach Teatru Powszechnego w Warszawie nie oczekiwałem zbyt
wiele. Często i w wielu miejscach już bywało, że rozmowa o gorących,
współczesnych problemach, a taką zapowiadano w wypadku Klątwy, przeistaczała
się na scenie w propagandę, a sam spektakl w produkcyjniaka o określonym odcieniu
politycznym.
Tym razem tak
się jednak nie stało.
fot. Magda Hueckel |
Sztuka rozpoczęła
się świetnym obrazem rozmowy telefonicznej artystów Powszechnego z Bertoldem
Brechtem. Scena została brawurowo poprowadzona przez Barbarę Wysocką przy
udziale wszystkich aktorek i aktorów grających w spektaklu. Artyści poszukiwali
w tej odsłonie recepty na stworzeniu teatru buntowniczego, rewolucyjnego i w
pełni zaangażowanego. Sceniczny Brecht marudził jednak i kwestionował zalety
dramatu Wyspiańskiego. Oliver Frljić w związku z tym odłożył na bok większość
wątków historii sprzed prawie 120 lat, a zarekomendował przeprowadzenie powtórnej,
współczesnej analizy problemów poruszonych przez Wyspiańskiego.
Potem
napięcie już tylko rosło.
fot. Magda Hueckel |
Artyści na
scenie doświadczali prawdziwych emocji. Dawno nie czułem w teatrze aż tak
naelektryzowanego powietrza. Frljić nie żałował prochu i mocno strzelał: zamiatana pod dywan pedofilia, przedmiotowe traktowanie i hipokryzja w
stosunku do kobiet, dogmatyczny zakaz aborcji, sprzyjanie ksenofobii,
korumpowanie polityków, wpływanie organów kościelnych na funkcjonowanie
świeckich instytucji państwa. To tylko
niektóre z zarzutów, jakie reżyser postawił klerowi Kościoła katolickiego w
Polsce. Wszystko to pokazywano widzom w mocnych, niekiedy prowokacyjnych
obyczajowo scenach. Nie oszczędzono nawet polskiej świętości, autorytetu Jana
Pawła II, któremu wypomniano przemilczanie wstydliwych dla Kościoła problemów.
Nie byłoby w
tym nic dziwnego, wszak prawem artystów jest kontestować władzę i dogmaty, a
prawem widzów zastanawiać się nad przekazanymi treściami. Normalnie skończyłbym
ten tekst gładkimi zdaniami typu: Olivier Frljić reżyserując Klątwę wg
Stanisława Wyspiańskiego kolejny raz wsadził kij w nasze, polskie mrowisko i
sprawił, że posypały się zarzuty o „obrazę uczuć religijnych”, co dodało sztuce
rozgłosu i przyczyniło się do wzrostu popytu na bilety. Spektakl będzie grany
przy kompletach jeszcze przez długie miesiące.
Niestety
metafora życia jaką jest teatr wypełniła się teraz bezwzględną
dosłownością. Realizacja wywołała oprócz jak to zwykle bywa wyrazów aprobaty badź krytyki, również falę realnie brzmiących pogróżek skierowanych do aktorów
oraz innych twórców spektaklu. Na sali i
przed teatrem pojawili się ochroniarze i policjanci. Klątwa w ten sposób paradoksalnie stała się sztuką o rzeczywistym, a nie teatralnie pokazanym strachu, o ludzkich obawach, o ograniczeniach wywołanych cenzurą i
autocenzurą, a także o artystach, którzy mogą zostać rozjechani przez polityczny walec. Trudno było w takiej
sytuacji zachować spokój.
Najbardziej wyciszonym i sennym stworzeniem w teatrze był przyprowadzony na scenę pies. Dlaczego niepokoję się tym jeszcze bardziej?
Kurzy się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz