"Do
Damaszku" w reż. Jana Klaty, przedstawienie z Narodowego Starego Teatru
im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie.
Dramat został
napisany przez protoplastę ekspresjonizmu i prekursora surrealistycznych
technik teatralnych Augusta Strindberga. „Do Damaszku” uważa się za jego
najbardziej wyrafinowane dzieło. Obawiam się, że paletę kodów kulturowych tej
sztuki opartej na wielu różnorodnych mitach, symbolach i ideach w pełni mógłby zrozumieć
wyłącznie jego starszy kolega Henryk Ibsen, któremu zresztą autor przesłał
egzemplarz sztuki wraz ze specjalną dedykacją.
Od czasu premiery minęło przeszło 100 lat, jakie kody pozostawili nam do
odcyfrowania współcześni twórcy spektaklu przygotowanego w oparciu o adaptację
Sebastiana Majewskiego?
Mroczna scena
rodem z koncertów Merlina Mansona, światła, które prześlizgiwały się po
ustawionych wielopiętrowo gabionach wypełnionych czaszkami. Mirek Kaczmarek,
autor scenografii po raz kolejny udowodnił, że ma artystyczny smak i potrafił
oddać mroczny klimat przedstawienia.
Artyści na koniec spektaklu kłaniają się tej ścianie czaszek. To z pewnością
hołd złożony przeszłym pokoleniom. Przeszłym pokoleniom artystów, być może
aktorom Starego Teatru, Konradowi Swinarskiemu i wszystkim mistrzom sztuki
teatralnej, którzy odeszli.
Marcin Czarnik
(nieznajomy) jeździł po scenie na rowerowej imitacji motocykla typu chopper.
Jan Klata uczynił z nieznajomego artystę muzyka, który przechodził kryzys
twórczy, a także kryzys wieku średniego. Mężczyzna podróżował po stacjach,
wizerunkach własnego życia. Na każdej stacji towarzyszyły mu różne osoby. Dwie
z nich przykuły moją uwagę: Jaśmina
Polak (pani), która bezpretensjonalnie, z dużą naturalnością prezentowała
postać młodej, zauroczonej artystą dziewczyny, ale nie pozbawionej zmysłu
praktycznego i zapobiegliwości. Drugą postacią był Krzysztof Globisz (żebrak),
który dołożył do tego skomplikowanego świata analizy duchowej szczyptę dobrej
gry aktorskiej ze starej szkoły.
Zdecydowanie
mogły podobać się motywy muzyczne spektaklu, opracowane przez Jana Klatę. Z
lubością słuchałem mrocznego bluesa, który towarzyszył artyście-nieznajomemu na
jednej ze stacji.
W listopadzie
2013 roku grupa określająca się jako obrońcy podstawowych wartości zakłóciła
przebieg tego przedstawienia w Starym Teatrze w Krakowie. Dla wielu widzów,
którzy w nadkomplecie przybyli na przedstawienia festiwalowe w Warszawie, ten
incydent stał się przyczynkiem do oceny: co takiego było w tej inscenizacji, że
wywołało protest? Z pełną
odpowiedzialnością donoszę, że tego kodu nie odcyfrował nikt.
Kurzy się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz