wtorek, 8 kwietnia 2014

7 stacji po drodze do Damaszku na 34 „Warszawskich spotkaniach teatralnych”.

"Do Damaszku" w reż. Jana Klaty, przedstawienie z Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie.

Dramat został napisany przez protoplastę ekspresjonizmu i prekursora surrealistycznych technik teatralnych Augusta Strindberga. „Do Damaszku” uważa się za jego najbardziej wyrafinowane dzieło. Obawiam się, że paletę kodów kulturowych tej sztuki opartej na wielu różnorodnych mitach, symbolach i ideach w pełni mógłby zrozumieć wyłącznie jego starszy kolega Henryk Ibsen, któremu zresztą autor przesłał egzemplarz sztuki wraz ze specjalną dedykacją.  Od czasu premiery minęło przeszło 100 lat, jakie kody pozostawili nam do odcyfrowania współcześni twórcy spektaklu przygotowanego w oparciu o adaptację Sebastiana Majewskiego?  

Mroczna scena rodem z koncertów Merlina Mansona, światła, które prześlizgiwały się po ustawionych wielopiętrowo gabionach wypełnionych czaszkami. Mirek Kaczmarek, autor scenografii po raz kolejny udowodnił, że ma artystyczny smak i potrafił oddać mroczny  klimat przedstawienia. Artyści na koniec spektaklu kłaniają się tej ścianie czaszek. To z pewnością hołd złożony przeszłym pokoleniom. Przeszłym pokoleniom artystów, być może aktorom Starego Teatru, Konradowi Swinarskiemu i wszystkim mistrzom sztuki teatralnej, którzy odeszli.

Marcin Czarnik (nieznajomy) jeździł po scenie na rowerowej imitacji motocykla typu chopper. Jan Klata uczynił z nieznajomego artystę muzyka, który przechodził kryzys twórczy, a także kryzys wieku średniego. Mężczyzna podróżował po stacjach, wizerunkach własnego życia. Na każdej stacji towarzyszyły mu różne osoby. Dwie z nich przykuły moją uwagę:   Jaśmina Polak (pani), która bezpretensjonalnie, z dużą naturalnością prezentowała postać młodej, zauroczonej artystą dziewczyny, ale nie pozbawionej zmysłu praktycznego i zapobiegliwości. Drugą postacią był Krzysztof Globisz (żebrak), który dołożył do tego skomplikowanego świata analizy duchowej szczyptę dobrej gry aktorskiej ze starej szkoły.

Zdecydowanie mogły podobać się motywy muzyczne spektaklu, opracowane przez Jana Klatę. Z lubością słuchałem mrocznego bluesa, który towarzyszył artyście-nieznajomemu na jednej ze stacji.  

W listopadzie 2013 roku grupa określająca się jako obrońcy podstawowych wartości zakłóciła przebieg tego przedstawienia w Starym Teatrze w Krakowie. Dla wielu widzów, którzy w nadkomplecie przybyli na przedstawienia festiwalowe w Warszawie, ten incydent stał się przyczynkiem do oceny: co takiego było w tej inscenizacji, że wywołało protest?  Z pełną odpowiedzialnością donoszę, że tego kodu nie odcyfrował nikt.

Kurzy się!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz