"Leonce i Lena" w reż. Łukasza Fijała w Teatrze Studyjnym PWSFTViT w Łodzi.
Karl Georg Büchner, genialny niemiecki pisarz, poeta, dramaturg, naukowiec i rewolucjonista napisał Leonce i Lenę w 1836 roku z przeznaczeniem na ogłoszony w Stuttgarcie konkurs: "na najlepszą, jedno lub dwuaktową komedię prozą lub wierszem". Z przyczyny niedotrzymania terminu dostarczenia dzieła, ta w istocie trzyaktowa komedia została odesłana autorowi bez przeczytania i zapomniana czekała kolejne 60 lat na swoją premierę. Erich Kästner, nieżyjący niemiecki krytyk teatralny i pisarz o uznanym w Niemczech dorobku uważał sztukę "Leonce i Lena" za jedną z kilku najważniejszych komedii klasycznych języka niemieckiego. Moim zdaniem komedia nie wytrzymała próby czasu, pomimo uwspółcześnienia tekstu niezłym, autorskim przekładem Łukasza Fijała.
Karl Georg Büchner, genialny niemiecki pisarz, poeta, dramaturg, naukowiec i rewolucjonista napisał Leonce i Lenę w 1836 roku z przeznaczeniem na ogłoszony w Stuttgarcie konkurs: "na najlepszą, jedno lub dwuaktową komedię prozą lub wierszem". Z przyczyny niedotrzymania terminu dostarczenia dzieła, ta w istocie trzyaktowa komedia została odesłana autorowi bez przeczytania i zapomniana czekała kolejne 60 lat na swoją premierę. Erich Kästner, nieżyjący niemiecki krytyk teatralny i pisarz o uznanym w Niemczech dorobku uważał sztukę "Leonce i Lena" za jedną z kilku najważniejszych komedii klasycznych języka niemieckiego. Moim zdaniem komedia nie wytrzymała próby czasu, pomimo uwspółcześnienia tekstu niezłym, autorskim przekładem Łukasza Fijała.
Władze Wydziału Aktorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi
zdecydowały się na eksperyment i reżyserię spektaklu dyplomowego wystawianego w
Teatrze Studyjnym w Łodzi powierzyły właśnie autorowi przekładu, studentowi
PWST z Krakowa, a nie doświadczonemu reżyserowi bądź aktorowi. Trzeba przyznać,
że z tego karkołomnego zadania młodzież: reżyser, studentki i studenci z
Łódzkiej Szkoły Filmowej wywiązali się zaskakująco dobrze.
Akcja komedii rozgrywa się w dwóch nierzeczywistych
krajach: "Popo", co w języku dziecięcym oznacza pupę i "Pipi",
czyli siusiu, co określiło od razu nierealność przedstawionego w komedii
świata. Intryga jest klasyczna, dworska. Książę królestwa Popo grany w jednym
spektaklu zamiennie przez Michała Barczaka i Pawła Dobka został przymuszony
wymogami polityki do wzięcia za żonę księżniczki z kraju Pipi. (Anna
Pijanowska) Młodzi nie zgadzając się na ślub bez miłości uciekają, a i ich
ucieczka staje się podstawą do zbudowania całej intrygi.
Reżyser sprawiedliwie rozdzielił znaczące role
pośród wszystkich studentów, niestety, partie kobiece w sztuce są marniutkie i
nieznaczące, a więc dwie młode artystki miały znacznie mniejsze pole do popisu
niż panowie, tym niemniej, moją uwagę zwróciła Anna Pijanowska, aktorka o
klasycznej, szlachetnej urodzie, która wydaje się, że jest stworzona do ról
księżniczek i arystokratek. Pośród panów zdecydowanie podobał mi się Jakub
Kryształ (Ochmistrz, Mistrz Ceremonii, Prezydent, Kaznodzieja) oraz niezwykle
sprawny fizycznie Paweł Dobek.
Kurzy się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz