Grzegorz Jarzyna wyreżyserował w teatrze TR
Warszawa sztukę „Męczennicy” napisaną w 2012 przez niemieckiego dramaturga Mariusa
von Mayenburga. Zapowiedzi informowały, że spektakl podejmie próbę analizy
mechanizmu fanatyzmu.
fot. Ewa Łuczak |
Przedstawienie barwnie i nie bez momentów komicznych
(modlitwa o cud wydłużenia nogi, lekcja z marchewkami) pokazało całkowite utożsamienie
młodej dziewczyny Lidki (wiarygodna Justyna Wasilewska) z Biblią, której zapisy
były przez nią traktowane jako dosłowne wskazówki postępowania w każdej sprawie.
Dziewczyna na podstawie zawartości Pisma Świętego zbudowała własny obraz
religijności, który stał w sprzeczności nawet z modelem propagowanym przez hierarchię
Kościoła, a co dopiero z normami przyjętymi we współczesnej, najprawdopodobniej
państwowej szkole, w której co prawda odbywały się lekcje religii, ale do
której chodziła młodzież z bardzo różnych środowisk.
Reżyser sprawnie udowodnił na scenie, że tam, gdzie
występuje fanatyzm, konflikty powstają w sposób nieuchronny. Bohaterka po kolei popadała w spory z
nauczycielami, koleżankami i kolegami, a nawet z księdzem, który po kilku nieudanych
próbach nieco instrumentalnego potraktowania żarliwości w wierze dziewczyny, po
prostu zrezygnował z pozyskania jej do swojej parafii.
fot. Ewa Łuczak |
Jedynym, który bezkrytycznie
kochał Lidkę wyznając w zasadzie odmienne poglądy, co udowodnił mając „nieczysty”
romans z kobietą, był jej ojciec, świetnie zagrany przez Cezarego Kosińskiego.
Artysta umiejętnie pokazał spokój, bezwarunkową i nieco naiwną miłość
nieporadnego mężczyzny, ojca. Podobał mi się także Piotr Głowacki, który świetnie
wcielił się w postać zblazowanego nauczyciela wf i przypomniał mi w ten sposób niektórych
moich licealnych pedagogów, łza zakręciła się w oku!
Warte zaznaczenia są również znakomite projekcje wideo przygotowane
przez Roberta Mleczkę. Dzięki nim, realizm sceniczny komponował się podczas spektaklu w
jeden spójny obraz z rzeczywistością filmową, co dodało rozmachu i przestrzeni
tej inscenizacji.
Sztuka Mayenburga jest etiudą artystyczną poświęconą
jednemu zadaniu: „pokaż skutki fanatyzmu”. Istotą fanatyzmu jest bezkrytyczna
wiara w słuszność pewnych poglądów oraz zwalczanie osób wyznających inne. Autor
sztuki nie starał się zdemaskować mechanizmu powstawania fanatyzmu. Odbiorcy
dramatu nie dowiedzieli się w jaki sposób oraz kiedy i dlaczego bohater, a u Jarzyny główna
bohaterka stała się fanatyczką. Sztuka pokazuje już tylko ten stan, kiedy nią jest.
Dla mnie jest to dramat jednowymiarowy, który nie daje szansy postawienia
widzom wielu istotnych pytań.
Siłę rzeczy, spektakl Grzegorza Jarzyny stał się
również taką etiudą, która dramaturgicznie rozgrywa jeden problem, czyli spotkanie
z fanatyzmem, nie oznacza to jednak, że nie warto jej obejrzeć! Temat jest gorący,
mamy u siebie niejeden fanatyzm, a zewnętrzne tylko szukają okazji, żeby się tutaj
zaprezentować. Jarzyna pokazał, że nie jesteśmy na to przygotowani.
Kurzy się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz