fot. Krzysztof Bieliński |
fot. Krzysztof Bieliński |
Prawie 225 lat po prapremierze Ivo van Hove ubrał
dzisiejszych wykonawców w modne, biznesowe garnitury zamówione u najlepszych projektantów. Reżyser umieścił akcję we wnętrzu, które przedstawiało komfortowo wyposażoną
kancelarię bądź rezydencję władcy współczesnego państwa.
Scenografia pomogła widzom w odbiorze opery prezentując współczesne, eleganckie
meble i dzisiejsze rozwiązania techniczne wspomagające pracę polityków. Reżyser zaprezentował dodatkowo towarzyszący cesarzowi, liczny sztab asystentów i specjalistów z
różnych dziedzin. Elektroniczne gadżety nie przeszkadzały w słuchaniu muzyki, której archaiczną strukturę wiernie zachował reżyser. Interesującym elementem plastycznym spektaklu
były także skromne, ale znaczące projekcje wideo (Tal Yarden), które
uzupełniały pokaz sceniczny o m.in. zbliżenia uwypuklając w ten sposób dobrą grę
aktorską wykonawców.
Wszyscy soliści bez wyjątku zaprezentowali wysoki poziom, co warto podkreślić. Dodam, że koncepcja ruchu scenicznego
zaproponowana przez twórców spektaklu nie ułatwiała im zadania. Artyści
często śpiewali w półleżących, zachwianych pozycjach, a jednak nie
odnotowałem żadnych kłopotów z oddechem, czy emisją głosu. Klasą dla siebie
była Anna Bonitatibus (Sesto), która śpiewała naprawdę znakomicie i potrafiła
przekonująco pokazać sprzeczne emocje, które targały zakochanym do szaleństwa
chłopakiem. Obok włoskiej artystki warto wyróżnić świetnie aktorsko i świadomie wykonaną rolę tytułową przez Charlesa Workmana oraz Annę Bernacką za
interpretację Annia, kompana Sesto.
Orkiestra pod dyrekcją Benjamina Bayla także
zaprezentowała się bardzo korzystnie. Muzycy zagrali zespołowo, sprawnie, równo
oraz w sposób, który pomagał śpiewakom. Jedynym zaskoczeniem było brzmienie
instrumentu Pianoforte, który towarzyszył recytatywom opery. Byłem tym brzmieniem nieco
zdezorientowany, ale po mniej więcej połowie pierwszego aktu podświadomie je zaakceptowałem i więcej już nie zwracało mojej uwagi.
Reżyser w swojej interpretacji dzieła Mozarta uwypuklił dylematy związane ze sprawowaniem władzy i zdawał się mówić ze sceny: -
Teraz są trudne i przełomowe czasy. Tytus kiedyś zachował się nietypowo i to
był symbol nadchodzących zmian. Dzisiaj też oczekujemy od polityków w Europie
nowego sposobu postępowania! Chcemy liderów o nowych cechach!
Dodam do tego jeszcze mój postulat, aby liderzy o starych cechach, nie skończyli w taki sam sposób, jak prawnuk króla Polski Stanisława
Leszczyńskiego.
Kurzy się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz