Świetny Krzysztof Szczepaniak w musicalu Kinky Boots w Teatrze Dramatycznym
Warszawa nie ma swojej ulicy Broadway, ani kwartału Off-Broadway, ale gdybyśmy je mieli, to z pewnością musiałyby być usytuowane w okolicach Pałacu Kultury i Nauki. Widzowie odwiedzający Teatr Dramatyczny od pewnego czasu mogą oglądać znakomite przedstawienia muzyczne, a w pobliżu mieści się przecież kilka innych teatrów, w których można usłyszeć piękne melodie.
Na deskach sceny im. Gustawa Holoubka wystawiono musical Kinky Boots przygotowany na podstawie scenariusza Geoffa Deana i Tima Firtha do filmu „Kinky Boots” wytwórni Miramax z librettem Harveya Fiersteina, muzyką i tekstami Cyndi Lauper przetłumaczonymi przez Michała Wojnarowskiego. Spektakl wyreżyserowała Ewelina Pietrowiak.
Tym razem historia opowiedziana na
scenie była bajką o zderzeniu marzeń z rzeczywistością, gdzie
walczyły ze sobą ambicja, chęć wzbogacenia się, pragnienie ucieczki z
prowincji z jednej strony, a wierność przyjaciołom i przywiązanie do zawodowej,
rodzinnej tradycji z drugiej. Na to nałożył się wątek miłosny pary Charlie
Price (Mateusz Weber) - Nicola (Kinga Suchan). Zaczęło się spokojnie,
melodramatycznie, melodyjnie. Nic nie zapowiadało trzęsienia ziemi, które miało
właśnie nastąpić, a była nim : Lola! Lola! Lola!
Drag queen, kolorowy, rajski
ptak w wykonaniu niesamowitego w tym spektaklu Krzysztofa Szczepaniaka, który
znakomicie śpiewał, świetnie tańczył, a także wiarygodnie wcielił się w obie
części swojego bohatera (Lola; Simon) i umiejętnie zróżnicował dwa oblicza tej
postaci. Od kilku lat z przyjemnością piszę o coraz lepszych rolach Krzysztofa
Szczepaniaka, a przecież sceniczny debiut tego artysty w Mizantropie w reżyserii Grzegorza Chrapkiewicza był bardzo udany. Artysta w Kinky Boots po raz kolejny zgarnął całą pulę, a reżyserka spektaklu Ewelina Pietrowiak trafiła swym wyborem głównej roli w dziesiątkę.
Kinky Boots w swojej wymowie to muzyczna lekcja pokory dla wszystkich, którzy myślą stereotypami. Każdy człowiek jest inny i ma do tego prawo, zdaje się mówić ze sceny Cyndi Lauper. Artystka sugeruje, aby nikogo nie oceniać na podstawie... na przykład butów, o czym przekonali się (czasami nawet boleśnie) bohaterowie sztuki.
Realizacja tego musicalu jest jeszcze godna uwagi z jednego powodu: bardzo dobrej muzyki granej na żywo. Perfekcyjna gra orkiestry sprawiła, że część widzów siedzących w dalszych rzędach na parterze nie zorientowała się, że w orkiestronie gra kilkunastu znakomitych muzyków, a melodie nie były odtwarzane z nośnika danych!
Ciekawy wywiad z Eweliną Pietrowiak.
Kurzy się!
Na deskach sceny im. Gustawa Holoubka wystawiono musical Kinky Boots przygotowany na podstawie scenariusza Geoffa Deana i Tima Firtha do filmu „Kinky Boots” wytwórni Miramax z librettem Harveya Fiersteina, muzyką i tekstami Cyndi Lauper przetłumaczonymi przez Michała Wojnarowskiego. Spektakl wyreżyserowała Ewelina Pietrowiak.
fot. Krzysztof Bieliński |
fot. Krzysztof Bieliński |
Kinky Boots w swojej wymowie to muzyczna lekcja pokory dla wszystkich, którzy myślą stereotypami. Każdy człowiek jest inny i ma do tego prawo, zdaje się mówić ze sceny Cyndi Lauper. Artystka sugeruje, aby nikogo nie oceniać na podstawie... na przykład butów, o czym przekonali się (czasami nawet boleśnie) bohaterowie sztuki.
Realizacja tego musicalu jest jeszcze godna uwagi z jednego powodu: bardzo dobrej muzyki granej na żywo. Perfekcyjna gra orkiestry sprawiła, że część widzów siedzących w dalszych rzędach na parterze nie zorientowała się, że w orkiestronie gra kilkunastu znakomitych muzyków, a melodie nie były odtwarzane z nośnika danych!
Ciekawy wywiad z Eweliną Pietrowiak.
Kurzy się!
Wielka szkoda że nikt nie komentuje tego wątku. Dla mnie jest to po prostu tragedia.
OdpowiedzUsuń