Nie mam wątpliwości, Mizantrop Moliera zaprezentowany
na Scenie im. Tadeusza Łomnickiego w Teatrze Dramatycznym m. st. Warszawy w
reżyserii Grzegorza Chrapkiewicza jest przedstawieniem wyśmienitym. Każdy z
elementów struktury tego spektaklu stoi na wysokim poziomie. Wyborny przekład
Jerzego Radziwiłowicza dotlenił tę klasyczną sztukę, a zastosowanie jedenastozgłoskowca
dodało jej dynamiki, nie pozbawiając jednocześnie poetyki.
Fot. Katarzyna Chmura-Cegiełkowska |
Dodatkowo, ozdobą sceny są prace uznanego na świecie artysty Rafała Olbińskiego, którego inspiracją jest malarstwo Ernsta, Delvauxa czy Dalego, co potęguje wrażenia pobytu w miejscu elitarnym, przeznaczonym dla osób bogatych i wpływowych.
Przez prawie trzysta pięćdziesiąt lat jakie
upłynęły od prapremiery, ludzkie pragnienia, namiętności i charaktery nie
zmieniły się ani o jotę. Bohaterowie dramatu uczestniczą w klasycznej,
dworsko-salonowej intrydze, a widzowie mają wrażenie, że te postaci są
współczesnymi managerami, biznesmenami, rozpieszczonymi dziedzicami fortun,
wziętymi artystami lub celebrytami. To współczesny dwór i salon wiernie opisany
przez Moliera.
Aktorzy dostosowali się do wysokiego poziomu wysmakowanej
oprawy przedstawienia. Rozbawiła mnie do łez Magdalena Smalara (Arsinoe), która
z fantazją wcieliła się w postać zazdrosnej plotkarki i przyjaciółki Celimeny.
Aktorka w całej pełni zaprezentowała swój talent komediowy.
Intrygujący głos, dykcję oraz sugestywny i sprawny
ruch sceniczny pokazał Krzysztof Szczepaniak (Klitander). Stylizacja Prince’a,
bo to ta gwiazda rocka i R&B była inspiracją aktora, nie raziła u Moliera, a
wręcz przeciwnie, pasowała jak ulał i
dzisiaj nie wyobrażam sobie, w jaki
sposób w tym przedstawieniu można byłoby barwniej zagrać postać markiza.
Intelekt, ogładę, dowcip i błysk Filinta świetnie
zaprezentował Sławomir Grzymkowski, który stanowił przeciwwagę dla niekonsekwentnego,
chyba nazbyt charakterystycznie zagranego Alcesta (Wojciech Solarz), usiłującego
dzięki swojej pozie: niby zasadniczości i quasi bezkompromisowości pozyskać miłość
Celimeny (Agata Wątróbska). Podobał mi się także gładki, grzeczny, a
jednocześnie zimny, pełen ambicji i pychy arystokrata Oront (Piotr Siwkiewicz).
Kurzy się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz