Wesela, tego polityczno-narodowego dramatu nie
pokazywano w Warszawie prawie przez ćwierć wieku. To była za długa przerwa.
Zatraciliśmy ciągłość dyskusji wywoływanej premierami tego arcydzieła. Był już
najwyższy czas na powrót tego dramatu, dlatego dziękuję gorąco Dyrektorowi Andrzejowi
Sewerynowi za najnowszą premierę Wesela przygotowaną w Teatrze Polskim im.
Arnolda Szyfmana w Warszawie.
Z jakimi oczekiwaniami szedłem do teatru? Na co
liczyłem?
fot. Krzysztof Bieliński |
Ta ostatnia myśl o szamańskich nutach urodziła się chyba
na podstawie niezapomnianej wersji filmowej Wesela Andrzeja Wajdy z 1972. Ciekawiło mnie, jak i czy w ogóle reżyser Krzysztof
Jasiński pokaże sceny zabawy weselnej. Przyznam ze wstydem, że jak na pakiet oczekiwań
„przed pójściem do teatru” zebrało się tego niewiele.
Tymczasem jest rok 2015. Polska od ponad dwudziestu
pięciu lat znów jest niepodległa. Czy pytania stawiane przez Wyspiańskiego,
jego oczekiwania wobec inteligencji i polityków po prostu się nie zestarzały? Dzisiaj
martwimy się zupełnie innymi problemami, choćby wojną u sąsiadów na wschodzie. Okazało
się na szczęście, że moje obawy były bezpodstawne, a inscenizacja Wesela nie trąciła
naftaliną.
Krzysztof Jasiński okroił występującą na scenie
obsadę sztuki do jedenastu osób, skrócił oryginalny scenariusz dramatu, najlepsze
i znaczące partie tekstów postaci, z których zrezygnował, włożył w usta pozostałym
bohaterom przedstawienia. Ten zabieg nadał spektaklowi tempa i pozwolił
skoncentrować się na najbardziej uniwersalnych problemach, z pominięciem
zaściankowych, przeszłych konfliktów. Nie bawiłaby nas przecież dzisiaj szarada
z mozaiką postaci, którą odszyfrowywał sto czternaście lat temu cały Kraków.
Przedstawienie samej zabawy weselnej zostało
rozwiązane w bardzo prosty, ale specjalny i przemyślny sposób, który bardzo spodobał
się widowni. Moje brawa należą się także za „odpowiednio” dobraną muzykę
weselną, która wyraźnie kotwiczyła akcję sztuki we współczesnej Polsce. Cieszę
się także, że wierny swoim wcześniejszym dokonaniom reżyser powrócił w pozostałych
częściach realizacji, między innymi do muzyki Marka Grechuty i Jana Kantego
Pawluśkiewicza.
Fot. Krzysztof Bieliński |
Artystka oprócz wokalistyki, potrafiła swoją grą
aktorską, w której wyczuwało się radość, luz i dystans do kreowanej postaci, przedstawić
kobietę z krwi i kości. Czułem, że aktorka po prostu jest szczęśliwa, że gra w
tym przedstawieniu, ale to uczucie promieniowało również od pozostałych aktorów
występujących tego dnia na scenie. Wszyscy cieszyli się wspaniałym, polskim
słowem Wyspiańskiego.
Kolejnym artystą, którego gra wywarła na mnie duże wrażenie była dynamiczna kreacja Piotra Cyrwusa (Czepiec, Upiór). Czułem ciarki na plecach, kiedy wymachiwał kosą osadzoną pionowo na drzewcu.
Z wielką przyjemnością patrzyłem na kostiumy
artystów, które były po prostu piękne, eleganckie oraz nienagannie skrojone i
uszyte. (Anna Czyż) Świetna była również nowoczesna i interesująca prezentacja efektów
specjalnych oraz zdjęć filmowych. (Yann Seweryn, Kamil Walesiak, Tadeusz Sawka)
Skala i sposób użycie tych środków w Teatrze Polskim może być wzorem dla innych
teatrów.
fot. Krzysztof Bieliński |
Andrzej Seweryn (Gospodarz, Wernyhora) w kolejnej sztuce zagrał świetnie, podobała mi się kreacja artysty zwłaszcza w drugiej
części przedstawienia. Ówczesna polska inteligencja oraz ludowi politycy,
których reprezentowała postać Gospodarza wierzyli, że zmiany na mapie Europy są
tylko kwestią czasu. Seweryn pokazał człowieka targanego patriotycznymi
uczuciami, który jednak nie potrafił nad nimi zapanować. Nie umiał przekuć ich
w praktyczny czyn. Pijany Gospodarz nie udźwignął odpowiedzialności i przekazał
najważniejszy i symboliczny rekwizyt, bez którego nie można było rozpocząć
powstania lub walki, swojemu nieodpowiedzialnemu, młodemu stronnikowi, którego
bardziej od niepodległości interesował los wiechy z pawich piór na jego czapce.
I tu właśnie można dołożyć całą serię analogii do
współczesności, zarówno o kiepskich stronnikach, o miałkich programach, o braku
poczucia służby obywatelskiej. Przecież wielu z nas niejasno przeczuwa, że niedługo
może się coś złego wydarzyć.
Czy istotnie zostanie nam wtedy tylko sznur?
Post scriptum
Kurzy się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz